Blog - Strona 1244 z 1483 - Gazeta Ubezpieczeniowa – Portal
Strona główna Blog Strona 1244

Zielone światło dla zmian w akcjonariacie UNIQA

0
Źródło zdjęcia: 123rf.com

29 października Komisja Nadzoru Finansowego wyraziła zgodę na zmiany w akcjonariatach spółek ubezpieczeniowych Grupy UNIQA w Polsce.

Komisja jednogłośnie stwierdziła brak podstaw do zgłoszenia sprzeciwu wobec nabycia akcji UNIQA TU oraz UNIQA TUnŻ w liczbie zapewniającej przekroczenie jednej drugiej ogólnej liczby głosów na walnym zgromadzeniu i jednej drugiej udziału w kapitale zakładowym bezpośrednio przez UNIQA Österreich Versicherungen AG.

(AM, źródło: KNF)

Kwartał z najwyższą liczbą niewypłacalności polskich firm

0
Źródło zdjęcia: 123rf.com

Z danych zebranych przez Euler Hermes wynika, że w trzecim kwartale w oficjalnych źródłach (Monitorach Sądowych i Gospodarczych) opublikowano informacje o niewypłacalności 369 firm. Z kolei w ciągu 3 kwartałów tego roku opublikowano informacje o 849 niewypłacalnościach, czyli o 12% więcej niż przed rokiem i najwięcej w obecnej dekadzie.

Ubezpieczyciel zwraca uwagę, że III kwartał 2020 roku był najgorszym takim okresem w historii w kontekście niewypłacalności polskich firm (odpowiednio 131 niewypłacalności opublikowanych w oficjalnych źródłach w lipcu, 111 w sierpniu i 127 we wrześniu).

– Wzrost liczby niewypłacalności w czasie całego kwartału świadczy o tym, że nie było to tylko odreagowanie m.in. wstrzymania pracy sądów w II kwartale i zawieszenia obowiązku zgłaszania niewypłacalności. Wzrostowi liczby niewypłacalności nie zapobiegła także hojna pomoc publiczna – można tylko domniemywać, jaką mielibyśmy kondycję firm, a więc i liczbę ich niewypłacalności bez niej – mówi Tomasz Starus, członek zarządu Euler Hermes odpowiedzialny za ocenę ryzyka. – Jednak skala wstrząsu popytowego i spadku rentowności obrotu, zarówno na rynku krajowym, jak i eksportowym, była zbyt duża, aby ją w ten prosty sposób zrekompensować. Co ważne, była i jest zbyt duża, gdyż odrodzenie popytu nie jest trwałe, zaliczyło już trend spadkowy jeszcze przed październikowym nawrotem epidemii i związanych z tym obostrzeń rzutujących bezpośrednio na usługi i handel – dodaje.

Ekspert wskazuje, że model Euler Hermes zakłada, iż także w przyszłym roku będziemy świadkami wzrostu liczby niewypłacalności polskich firm o 10% r/r, do czego przyczyniać się będzie także najwolniejsze w skali światowej wychodzenie z obecnego kryzysu przez kraje europejskie, nasz dominujący obszar eksportowy.

Niewypłacalności obejmują niezdolność do regulowania zobowiązań wobec dostawców, skutkującą upadłością bądź którąś z form postępowania restrukturyzacyjnego. Wiążą się z brakiem bieżącego wpływu środków na pokrycie zobowiązań u dostawcy, powodując efekt domina – ich kłopoty z płynnością.

(AM, źródło: MultiAN)

Rolnicy wyróżnili Concordię Polska

0

Concordia Polska Grupa Generali otrzymała nagrodę w konkursie Innowacyjny Produkt Rolniczy 2020 zorganizowanym przez wydawcę miesięcznika „Farmer” i portali farmer.pl, gieldarolna.pl. Branża rolnicza doceniła rozszerzenie przez Concordię okresu odpowiedzialności w ryzyku przymrozków wiosennych.

– Cieszę się, że otrzymaliśmy tę nagrodę. Jako pierwsi na rynku zdecydowaliśmy się na wydłużenie okresu ochrony w ryzyku przymrozków wiosennych, bo tego potrzebują nasi klienci. W skutek zmian klimatu przebieg pogody w okresie zimy coraz częściej zaskakuje producentów rolnych. Zauważalne jest też wcześniejsze ruszanie wiosennej wegetacji roślin, przez co są one narażone na oddziaływanie przymrozków wiosennych wcześniej niż od połowy kwietnia. Zmiana okresu odpowiedzialności powoduje, że rolnik otrzymuje ochronę wcześniej i tym samym w pełni zabezpiecza poniesione nakłady – mówi Krzysztof Mrówka, dyrektor Biura Ubezpieczeń Rolnych Concordii Polska Grupa Generali.

Czytelnicy serwisów farmer.pl, bezpluga.pl i gieldarolna.pl uznali ubezpieczenie upraw rolnych Concordia, klauzula 1.6 za Innowacyjny Produkt Rolniczy 2020.

– Nagroda dla Concordii Polska Grupa Generali w konkursie Innowacyjny Produkt Rolniczy 2020 to dowód na to, że warto słuchać głosu rolników, a rolnicy doceniają wprowadzane przez nas rozwiązania – mówi Maciej Fedyna, prezes zarządu Concordii Polska Grupa Generali.

Produkt został nagrodzony w wyniku głosowania internetowego, które trwało od 21 września do 11 października 2020 r. Internauci mogli wybrać trzy produkty z kilkudziesięciu zgłoszonych do konkursu w dziewięciu kategoriach.

„Głównym celem konkursu było wyróżnienie pomysłów i działań, które przyczyniają się do poprawy warunków gospodarowania i funkcjonowania właścicieli oraz osób zarządzających gospodarstwami rolnymi” – piszą redakcje „Farmera” i farmer.pl. 

Ogłoszenie zwycięzców w konkursie Innowacyjny Produkt Rolniczy 2020 odbyło się 30 października na zakończenie konferencji Narodowe Wyzwania w Rolnictwie i – jak cała konferencja w tym roku – odbyło się online.

(AM, źródło: Concordia)

Saltus Ubezpieczenia zachęca do badań na obecność raka prostaty

0
Źródło zdjęcia: 123rf.com

Badania na wykrycie raka prostaty są dopiero na 14. miejscu na liście wykonywanych przez mężczyzn, mimo że jest on najczęściej diagnozowanym nowotworem wśród mężczyzn (23% nowych przypadków) – zwraca uwagę Saltus Ubezpieczenia. Firma podkreśla, że w tym roku profilaktyka jest szczególnie ważna, bo wykrywalność chorób cywilizacyjnych z powodu pandemii spadła.

– Warto pamiętać, że podstawowym badaniem wykrywającym raka prostaty jest analiza poziomu PSA, która polega wyłącznie na pobraniu krwi. O dowolnej porze dnia, więc nie wymaga żadnych przygotowań. Badanie to można wykonać wręcz „z marszu”, nawet przy okazji wizyty w przychodni z innego powodu. Mimo to nasze dane pokazują, że znajduje się daleko na liście najczęściej wykonywanych przez mężczyzn badań – na 14. miejscu, a powinno być znacznie wyżej. Uważam, że osoby znajdujące się w grupie ryzyka, czyli mężczyźni po czterdziestce, choć i młodsi również, powinni wykonywać to badanie raz w roku. Z kolei w przypadku raka jąder pierwszym działaniem jest samodzielne sprawdzanie, czy nie pojawiają się na nich guzki – zauważa Xenia Kruszewska, dyrektor Działu Ubezpieczeń Zdrowotnych Saltus Ubezpieczenia.

Z danych ubezpieczyciela na temat korzystania z usług wynika, że przez rok nic się nie zmieniło. Świadczy to o tym, że mimo rosnącej powoli świadomości zagrożeń panowie nadal z rezerwą podchodzą do profilaktyki i badań.

Przyczyną spadku wykrywalności wielu chorób w tym roku jest to, że służba zdrowia zajęta jest przede wszystkim walką z Covid-19. Oznacza to m.in. opóźnienia w planowym leczeniu niektórych pacjentów wcześniej zdiagnozowanych. Równie ważnym czynnikiem jest strach pacjentów, obawiających się zakażenia wirusem i rezygnujących z tego powodu z badań. Tymczasem z prognoz ECIS wynika, że bieżący rok przyniesie w Polsce ponad 196 tys. nowych zachorowań na nowotwory. Wskutek tych problemów w 2020 r. umrze 118 tysięcy Polaków. W całej UE liczby te wynoszą odpowiednio 2,7 i 1,3 mln.

– Rzeczywiste statystyki mogą obecnie wyglądać bardziej ponuro niż prognozy, szczególnie pod kątem zbyt późnej wykrywalności zaawansowanych nowotworów. Pamiętajmy, że tygodniowo z ich powodu umiera ponad 2 tysiące osób. Dlatego nie bagatelizujmy sygnałów ostrzegawczych, które wysyła organizm. Postawmy na profilaktykę – im wcześniej uda się postawić odpowiednią diagnozę, tym lepiej dla nas – mówi Xenia Kruszewska.

(AM, źródło: Brandscope)

Ujarzmianie mowy nienawiści pod ochroną

0
Źródło zdjęcia: 123rf.com

Na całym świecie jakość zarządzania postami użytkowników zamieszczanych na platformach internetowych staje się przedmiotem analiz na poziomie rządów państw. Wielkie platformy technologiczne zwracają się do Unii Europejskiej o ochronę przed odpowiedzialnością prawną w związku z usuwaniem mowy nienawiści i innych nielegalnych treści.

Podjęcie kroków zabezpieczających firmy, które aktywnie zarządzają postami, przyniesie poprawę jakości moderowania treści, przez motywowanie platform do usuwania złych treści przy jednoczesnej ochronie swobody wypowiedzi – stwierdziło w oficjalnym piśmie stowarzyszenie Edima reprezentujące m.in. Facebook Inc., TikTok (należący do ByteDance Ltd.) czy Google (własność Alphabet Inc.), o czym informuje agencja Bloomberg.

Odpowiedzialność za treści

Obecnie obowiązujące w UE przepisy chronią platformy przed odpowiedzialnością za zamieszczane na ich stronach treści, dopóki faktycznie nie wiedzą one o ich obecności – np. dopóki użytkownik nie oznaczy ich jako szkodliwe. Z chwilą nabycia wiedzy o obecności nielegalnej treści platforma jest zobowiązana bezzwłocznie podjąć działanie w celu jej usunięcia.

Firmy technologiczne obawiają się, że wskutek samoistnego usunięcia treści, za pomocą algorytmów czy innych systemów do wykrywania naruszeń, mogą zostać oskarżone o wiedzę o ich wystąpieniu i uznane za odpowiedzialne za zamieszczanie szkodliwych postów. Budzi to coraz większy niepokój, gdy jednocześnie Komisja Europejska przygotowuje modernizację dotychczasowych przepisów, aby przyznać platformom większą odpowiedzialność za treści rozpowszechniane na ich stronach – od mowy nienawiści i propagandy terrorystycznej, po niebezpieczne zabawki.

– Wszyscy nasi członkowie traktują swoją odpowiedzialność bardzo poważnie i chcą robić więcej dla okiełznania nielegalnych treści i aktywności online – powiedziała Siada El Ramly, dyrektor generalna Edima. – Europejska ochrona prawna dla dostawców usług technologicznych dałaby im swobodę działania w wykorzystaniu swoich zasobów i technologii w sposób kreatywny.

W ostatnich latach platformy znalazły się pod baczną obserwacją, ponieważ nie robią dość, aby monitorować mowę nienawiści, która przyczynia się do podżegania do przemocy w krajach takich jak Mjanma oraz dopuściły do szerzenia dezinformacji przez Rosję w celu wpływania na wybory prezydenckie w USA w 2016 r. i na referendum w sprawie brexitu.

Firmy technologiczne są ostrożne w kwestii obarczania zbyt wielką odpowiedzialnością prawną za posty, co może godzić w wolność słowa, gdyż firmy mogą blokować treści ponad konieczność, aby uniknąć sankcji.

Edima przesyła urzędnikom Komisji Europejskiej, Parlamentu i Rady swoje poprawki, zgodnie z którymi firmy technologiczne powinny w dalszym ciągu ponosić odpowiedzialność za brak działania w razie otrzymania istotnego powiadomienia o wystąpieniu nielegalnej treści.

Nowe przepisy

W nowych regulacjach UE nie planuje całkowitego zniesienia ochrony odpowiedzialności, ale zamierza nakładać na firmy kary pieniężne za niewystarczające działanie.

Jak ustalił Bloomberg, komisja rozważa również zapis precyzujący, że stosowanie środków aktywnego wyszukiwania problematycznych treści nie stawia firm technologicznych „poza zasięgiem zwolnień z odpowiedzialności”.

W ramach modernizacji przepisów platformy może również czekać obowiązek utrzymywania systemu notyfikacji, w którym użytkownicy będą mogli oznaczać nielegalne treści, regularnego raportowania wskaźnika usuwanych treści i gromadzenia informacji identyfikacyjnych użytkowników biznesowych.

Dla „bardzo dużych platform” przewidziane są dodatkowe wymogi, dotyczące transparentności moderowania treści, wzmacniania pewnych treści i usług reklamowych online.

UE planuje utworzenie nowej rady odpowiedzialnej za wspieranie władz państwowych w monitorowaniu compliance.

Propozycje UE, obejmujące również regulacje służące ograniczeniu potęgi wielkich platform, mają być zaprezentowane na początku grudnia, ale możliwe jest opóźnienie.

AC

Gazeta Ubezpieczeniowa nr 44/2020

0
  • Piotr Zadrożny, TUZ Ubezpieczenia: Przyszłość jest TUZ tuz – str. 3
  • Artur Makowiecki: Podsumowanie tygodnia. Kolejny ubezpieczyciel pakuje walizki – str.  4
  • Wojciech Gołębiewski, Sodexo: Wiem, kogo motywuję – str.  5
  • PZU: Bezpłatna analiza bezpieczeństwa w sieci – str.  6
  • PZU: Klienci chcą prostej i zrozumiałej komunikacji z ubezpieczycielami – str.  7
  • UNIQA, Wiener, Warta, Reso: Ubezpieczyłeś mieszkanie, możesz ubezpieczyć nagrobek – str.  9
  • Prudential: Obawy o finanse górują nad obawami o zdrowie – str.  10
  • UE: Ujarzmianie mowy nienawiści pod ochroną – str.  12
  • Marsh: Ryzyka dla działalności gospodarczej. Bezrobocie, covid, cyberataki – str.  14
  • dr Michał P. Ziemiak: Przeciwko planom likwidacji Rzecznika Finansowego – str.  15
  • dr Mirosława Dołęgowska-Wysocka: Trzecim okiem. A przecież mi żal… – str.  15
  • Łukasz Cichowski: Śmierć następstwem ataku ransomware – str.  16
  • Marta Nowicka: Trzeba umieć minimalizować skutki ataku cybernetycznego – str.  17
  • Katarzyna Pilczuk: Jak przełamać stereotyp agenta – str.  18
  • Paweł Skotnicki: O co chodzi w pracy agenta? – str.  19
  • dr Jerzy Podlewski: Ryzykonomia. Broń Boże AI – str.  19
  • dr Stanisław Kuta, Alwis & Secura: ABC (5). Zawodowa odpowiedzialność cywilna pośredników w obrocie nieruchomościami – str.  20
  • Sławomir Dąblewski: Czy emerytury będą ujemne? – str.  21
  • Grzegorz Piotrowski: Emerytura na wiele sposobów – str.  21
  • Adam Kubicki: Po co ci cele i plan działania – str.  22

TFI PZU i PKO TFI z największą liczbą klientów w II i III fazie wdrażania PPK

0
Źródło zdjęcia: 123rf.com

27 października minął termin zawierania umów o zarządzanie Pracowniczymi Planami Kapitałowymi (PPK) w ramach II oraz III fazy programu. Wiceprezes Polskiego Funduszu Rozwoju Bartosz Marczuk podał, że według danych na ten dzień umowy podpisało 42 spośród ok. 60 tysięcy mikro, małych i średnich firm objętych wspomnianym obowiązkiem, ale ich ostateczna liczba będzie znana za kilka dni. Większość przedsiębiorstw zdecydowała się na PPK oferowane przez potentatów tego rynku.

18 tysięcy pracodawców zatrudniających od 20 do 249 osób podpisało umowy o zarządzanie PPK z TFI PZU. To około 30% tej grupy przedsiębiorstw.

– Nasz sukces to nie tylko zasługa atrakcyjnej oferty i szerokiego wsparcia, które oferujemy pracodawcom przy wdrażaniu i obsłudze PPK. Pokazaliśmy, że potrafimy zarabiać, skutecznie pomnażając oszczędności pracowników zgromadzone w PPK. Po trzech kwartałach tego roku, według danych Instytutu Emerytalnego, znaleźliśmy się na drugim miejscu wśród instytucji zarządzających PPK, które osiągnęły najlepsze wyniki inwestycyjne – mówi Marcin Żółtek, wiceprezes TFI PZU.

TFI PZU zawarło prawie 6300 umów o zarządzanie PPK z pracodawcami zatrudniającymi od 50 do 249 osób i prawie 12 tysięcy umów z tymi, którzy mają od 20 do 49 pracowników. Dla jednych i drugich ostateczny termin na podpisywanie umów upłynął 27 października, choć pierwotnie dla firm 50+ miał się zakończyć 24 kwietnia. Został wydłużony do jesieni ze względu na pandemię koronawirusa.

– Odpowiedzieliśmy na wyzwania związane z pandemią, rozszerzając możliwości zdalnego zawierania umów o zarządzenie PPK – przez internet i telefon. W krytycznym momencie na wysokości zadania stanęli pracownicy naszej sieci sprzedaży, oferując klientom pomoc i usługi na najwyższym poziomie i nie pozwalając im odczuć niedogodności, które wynikają z ograniczeń spowodowanych pandemią – podkreśla Małgorzata Kot, członek zarządu PZU SA.

– W okresie pandemii doskonale zdaje egzamin także oferowany przez nas bezpłatny internetowy serwis ppk.pzu.pl, który pozwala nie tylko na zawieranie umów na odległość, ale także bieżącą obsługę Planów – zwraca uwagę Marcin Żółtek. Serwis umożliwia zgłaszanie pracowników do PPK, przesyłanie list wpłat na ich rachunki i przekazywanie ich dyspozycji. – Możliwość zdalnej obsługi Planów to dziś nie tylko udogodnienie, ale i konieczność – dodaje wiceprezes TFI PZU. Według niego za sukcesem TFI PZU stoi także doświadczenie i wiarygodność. W pierwszym, ubiegłorocznym etapie wprowadzania Planów umowy o zarządzanie PPK podpisało z Grupą PZU ponad 1000 największych pracodawców.

Ponad 10 tys. umów PKO TFI

Z kolei PKO TFI, które zarządza największą kwotą aktywów, zawarło ponad 10 tysięcy umów o zarządzanie PPK w II i III etapie wdrożenia programu.

– Drugi i trzeci etap PPK przyniosły kolejny sukces PKO TFI. Nasze plany biznesowe zrealizowaliśmy bowiem z nadwyżką. Wedle wstępnych danych, zawarliśmy 5145 umów o zarządzanie z firmami z drugiego etapu (zatrudniającym od 50 do 249 osób) i 4883 z firmami z etapu trzeciego (zatrudniającymi od 20 do 49 osób). Od początku programu zawarliśmy łącznie 12 190 umów o zarządzanie PPK. Dla przypomnienia – w ramach pierwszego etapu podpisaliśmy ok. 1,5 tys. umów na zarządzanie z firmami 250+ i ich mniejszymi spółkami z grup kapitałowych. Dzięki temu zarządzamy blisko 750 mln zł na rejestrach ponad 400 tys. uczestników działających już PPK. Wyniki II i III etapu oznaczają, że – patrząc przez pryzmat aktywów i liczby uczestników – potwierdziliśmy naszą pozycję lidera rynku PPK – powiedział Piotr Żochowski, prezes zarządu PKO TFI.

Towarzystwo już teraz aktywnie działa i szkoli podmioty z ostatniego etapu wdrażania PPK, który obejmuje sektor finansów publicznych oraz firmy zatrudniające poniżej 20 pracowników. Firmy wdrażające PPK z pomocą PKO TFI mogą liczyć na profesjonalne wsparcie w kwestiach merytorycznych i technicznych. Podmiot, bez względu na skalę działania, może korzystać ze specjalnego systemu obsługi zarówno w zakresie  dokumentacji kadrowej, jak i indywidualnych kont pracowników.

Pekao TFI z 5 tys. umów

Powody do zadowolenia ma też inny podmiot z Grupy PZU – Pekao TFI. W ramach II i III etapu PPK jego ofertę wybrało ponad 5000 przedsiębiorstw. Towarzystwo przyznało, że ze względu na ogólną sytuację gospodarczą spora część firm wstrzymywała się z podpisywaniem umów i ich kulminacja nastąpiła w ostatnich dniach. Kolejne wciąż spływają.

– Obserwując rynek oraz ze względu na ograniczenia związane z rozprzestrzenianiem Covid-19 w Pekao TFI usprawniliśmy procesy, aby pracodawcy w łatwy sposób mogli wywiązać się z obowiązków związanych z wdrożeniem PPK. Już od początku postawiliśmy na zdalne kanały komunikacji. Udostępnialiśmy dużo materiałów informacyjnych, takich jak filmy i animacje wideo wyjaśniające pracodawcom krok po kroku zasady i procesy konieczne do przeprowadzenia w ramach wdrażania PPK. Nie zapomnieliśmy o pracownikach, z myślą o których prowadziliśmy spotkania informacyjne również w formie online i telekonferencji. Zdalne podpisywanie umów o zarządzanie PPK stało się naturalnym procesem – mówi Jacek Janiuk, prezes zarządu Pekao TFI.

Już w trakcie trwania II i III etapu Pekao TFI rozpoczęło przygotowania do następnego etapu wdrażania PPK. Szacuje się, że w jego ramach do programu będzie przystępowało ponad 800 tys. firm. Pekao TFI deklaruje, że jest gotowe do sprawnej obsługi wszystkich przedsiębiorców i jednostek sektora finansów publicznych, którzy wybiorą je do zarządzania środkami w PPK.

– 13 października na stronie internetowej Urzędu Zamówień Publicznych opublikowane zostało stanowisko w sprawie interpretacji niektórych przepisów dotyczących wdrażania PPK w jednostkach sektora finansów publicznych. Jedną z bardziej interesujących kwestii jest to, że w przypadku zawarcia umowy o zarządzanie PPK do końca tego roku umowa zostanie zawarta na zasadach obowiązujących przed wejściem w życie nowelizacji prawa zamówień publicznych. Wydaje się, że duża część pracodawców z sektora finansów publicznych będzie chciała skorzystać z takiej możliwości  – podkreśla Jacek Janiuk.

Szczególne uwarunkowania prawne w sektorze publicznym powodują liczne zapytania, w związku z czym Pekao TFI przygotowało cykl webinarów poświęconych PPK. Zdalne seminaria zostaną przeprowadzone we współpracy z Instytutem Emerytalnym, a ich głównym odbiorcą będą osoby odpowiedzialne za wdrożenie PPK w jednostkach sektora finansów publicznych.

Nationale-Nederlanden PTE zgodnie z oczekiwaniami

– W pierwszej fali podpisaliśmy niemal 550 umów PPK z największymi pracodawcami w Polsce, co dało nam prawie 15% udziału w rynku. W II fali mamy zawarte umowy z około 1700 firmami, a w III z nieco ponad 2200 firmami. Szacujemy, że liczba pracowników  w tych przedsiębiorstwach wynosi ok. 200–250 tys. osób. Osiągnięty wynik spełnia nasze oczekiwania, szczególnie biorąc pod uwagę trudne warunki pandemii, w których obecnie funkcjonujemy. Bardzo wcześnie zaczęliśmy przygotowania do projektu PPK i ma to swoje odzwierciedlenie w wynikach po wszystkich trzech falach – mówi Paweł Giza, wiceprezes zarządu Nationale-Nederlanden PTE.

Pocztylion-Arka PTE blisko tysiąca pozyskanych klientów

Z kolei Pocztylion-Arka PTE, które od 19 października przejęło zarządzanie funduszami Aegon PPK, podpisało łącznie 900 umów o zarządzanie w II i III etapie wdrożenia programu. Towarzystwo przyznało, że mimo formalnego zakończenia etapu zauważa, że część firm podpisze jeszcze umowy w najbliższych dniach.

Podpisane umowy to wynik bezpośrednich spotkań i prezentacji naszej oferty i naszego towarzystwa. Szczególnie podkreślamy nasze mocne zaplecze merytoryczne i współpracę z akcjonariuszem Invesco, które jest w czołówce światowych firm zarządzających aktywami,  doradza w programie PPK w Wielkiej Brytanii i jest również naszym doradcą inwestycyjnympowiedział Mariusz Wnuk, wiceprezes zarządu Pocztylion-Arka PTE.

Przy oferowaniu Planów towarzystwo kładzie duży nacisk na pomoc we wdrożeniu PPK w kadrach i płacach. Posiada autorskie opracowania, które nie przekazują suchych przepisów o PPK, ale tłumaczą cały proces obsługi w kontekście potrzeb klienta i systemów wspomagających operacje PPK. Obecnie w zarządzanych przez Pocztylion-Arka PTE funduszach PPK znajduje się 50 mln zł aktywów.

Esaliens TFI zadowolone, choć oczekiwania były nieco większe

Dobry wynik uzyskało też Esaliens TFI. W drugiej transzy umowy z towarzystwem podpisało 468 firm (ok. 46 tys. pracowników), zaś w trzeciej – 709 (ok. 22 tys. pracowników). Ponieważ w pierwszej transzy pozyskano 110 firm (ok. 70 tys. pracowników) oznacza to, iż prawie 1300 pracodawców wybrało Esaliens TFI do zarządzania środkami w PPK swoich pracowników.

Wynik osiągnięty w drugiej i trzeciej transzy, tj. 1177 pozyskanych PPK, traktujemy jako solidny. Nasze oczekiwania były nieco większe, jednak rynek jest bardzo trudny. Ponadto  mamy do czynienia z bardzo silną koncentracją PPK wokół największych grup bankowo-ubezpieczeniowych, które dysponują szeroką bazą klientów korporacyjnych i, co ważne, z wieloletnimi relacjami biznesowymi. Patrząc z tej perspektywy, pozyskanie przez niezależne TFI jak Esaliens 1300 pracodawców jest bardzo dobrym rezultatem. Zaufali nam renomowani pracodawcy krajowi i międzynarodowi, reprezentujący szerokie spektrum branż – IT, finanse, biotechnologia, medycyna, transport czy przemysł – mówi Jacek Treumann, członek zarządu Esaliens TFI. – Przystępując do projektu PPK, mieliśmy już dobrze ugruntowaną pozycję eksperta w zarządzaniu i administrowaniu planami emerytalnymi (PPE/PPO). Robimy to z sukcesem od ponad 20 lat, dla 130 pracodawców PPE i PPO z zatrudnieniem łącznym liczącym około 60–70 tys. pracowników. PPK niewątpliwie jeszcze bardziej wzmacnia pozycję Esaliens TFI w tym ważnym segmencie rynku, generując jednocześnie dostęp do 140 tys. nowych klientów detalicznych – dodaje.

– Zaobserwowaliśmy, że podczas lockdownu pracodawcy drugiej transzy, zatrudniający powyżej 50 osób, stopniowo ograniczali aktywność w zakresie zawierania umów o zarządzanie PPK i koncentrowali się na swojej podstawowej działalności. Przesunięcie terminu dla drugiej transzy (zatrudnienie powyżej 50 osób) i zrównanie czasu na wdrożenie z trzecią transzą (zatrudnienie 20–50 osób) spowodowało znaczne spiętrzenie liczby firm, które w jednym terminie musiały zawrzeć umowę. Dobrym skutkiem zmiany zachowań pracodawców było przejście zdecydowanej większości na zawarcie umowy w formie czysto elektronicznej – za pomocą dedykowanego linku do systemu i zatwierdzeń wiadomością SMS. Dużym wsparciem były aktywności edukacyjne PFR Portal, jednak skala działania po połączeniu transz była dużym wyzwaniem organizacyjnym dla wszystkich dostawców PPK. Niestety, zauważyliśmy także, że dla części pracodawców nie są zrozumiałe konsekwencje niewywiązania się z ustawowych terminów – podsumowuje Przemysław Gawlak, dyrektor Biura Wdrażania i Rozwoju Planów Emerytalnych Esaliens TFI.

Artur Makowiecki

news@gu.home.pl

Phishing – największe zagrożenie dla cyberbezpieczeństwa

0
Źródło zdjęcia: 123rf.com

Koszty cyberincydentu dla firmy mogą być ogromne i decydować o jej przyszłości. Myślenie wyłącznie o kosztach chwilowego przestoju przedsiębiorstwa to częsty błąd popełniany przez zarządzających, którzy zapominają o długotrwałym uszczerbku wizerunkowym, utracie zaufania klientów, wydatkach na usunięcie skutków incydentu oraz wdrożeniu rozwiązań mających na celu uniknięcie zagrożenia w przyszłości.

W minionym roku w polskiej cyberprzestrzeni zarejestrowano o 73% więcej incydentów bezpieczeństwa w porównaniu z 2018 r. O cyberzagrożeniach w liczbach, o tym jak cyberbezpieczeństwo widzą polscy przedsiębiorcy oraz z jakimi wyzwaniami muszą się mierzyć w cyfrowej gospodarce, pisałem w numerze 39. „Gazety Ubezpieczeniowej” (z 28 września 2020).

Tym razem chciałbym skoncentrować się na najczęściej występującym cyberzagrożeniu, jakim jest phishing. Stanowi on ponad połowę (54,2%) wszystkich cyberincydentów w Polsce. Warto zatem poświęcić mu chwilę uwagi i zrozumieć, czym jest i do jakich skutków może prowadzić.

Czym jest phishing?

Phishing jest atakiem socjotechnicznym, który bazuje na najsłabszym ogniwie ochrony, jakim jest człowiek. Jest to metoda oszustwa, w której przestępca podszywa się pod inną osobę lub instytucję w celu wyłudzenia poufnych informacji (np. danych logowania), zainfekowania komputera szkodliwym oprogramowaniem lub nakłonienia ofiary do określonych działań.

Sam atak nie wymaga posiadania zaawansowanej wiedzy technicznej ani szukania luk w zabezpieczeniach systemów informatycznych. Atak ma najczęściej charakter masowej kampanii, ale może być też ukierunkowany na konkretną osobę lub firmę – wtedy mówimy o spear phishingu – lub na przedstawicieli kierownictwa wyższego szczebla – wtedy mówimy o whalingu (whaling w języku angielskim oznacza wielorybnictwo).

Większość ataków phishingowych opiera się na wysyłaniu w e-mailach linków do stron podszywających się pod prawdziwe witryny. Na potrzeby oszustwa atakujący tworzy realistycznie wyglądającą stronę (a często kopię strony, pod którą się podszywa) i kieruje ofiarę ataku na tę stronę poprzez nieznacznie zmodyfikowany zapis adresu strony, np. nazwę domeny z literówką lub wyświetlanie w wiadomości e-mail linku o prawidłowej nazwie, ale prowadzącego do fałszywej strony.

Radosław Kaczorek

Pewną odmianą phishingu jest vishing, który zamiast wiadomości e-mail wykorzystuje połączenie głosowe, np. telefon. Przykładem vishingu może być atak polegający na podszyciu się pod pracownika działu informatyki i nakłonienie użytkownika do otwarcia strony internetowej i zainstalowania z niej złośliwego oprogramowania.

Skutki ataku phishingowego

Bezpośrednim skutkiem ataku phishingowego jest najczęściej kradzież tożsamości – głównie w przypadku ujawnienia danych logowania ofiary – ale może nim być całkowita utrata kontroli nad komputerem albo całym systemem informatycznym – w przypadku infekcji złośliwym oprogramowaniem.

Na co dzień ataki phishingowe mogą dotykać nas w kampaniach przejmowania kont użytkowników na portalach społecznościowych, sklepach internetowych i innych serwisach internetowych, np. portal klienta dostawcy usług telekomunikacyjnych lub bankowość internetowa. W takiej sytuacji atakujący przesyłają wiadomości e-mail do tysięcy użytkowników z zamiarem nakłonienia ich do zalogowania się na fałszywej stronie internetowej, nad którą mają kontrolę. Ofiara klika w zawarty w wiadomości e-mail link, który prowadzi ją do fałszywej strony logowania.

Jeśli atakującemu uda się nakłonić ofiarę do zalogowania na fałszywej stronie, to atakujący otrzymuje dane logowania ofiary (login, hasło) do strony, pod którą się podszywa. Od tego momentu atakujący może logować się do serwisu internetowego i podszywać się pod ofiarę. Mamy zatem do czynienia z kradzieżą tożsamości ofiary.

Przykładowy scenariusz ataku

Ten z pozoru niegroźny atak może prowadzić do katastrofalnych skutków. Wyobraźmy sobie scenariusz, w którym ofiara otrzymuje wiadomość e-mail z działu informatyki z informacją, że wprowadzono zmiany w dostępne zdalnym do poczty e-mail. W celu weryfikacji poprawności działania systemu pocztowego użytkownik powinien kliknąć link zawarty w wiadomości i zalogować się do systemu przez przeglądarkę internetową.

Wiadomość wygląda na autentyczną, a po kliknięciu linku otwiera się strona logowania całkowicie przypominająca znaną użytkownikowi stronę logowania do poczty. Zgodnie z instrukcją ofiara wpisuje swój login i hasło i… w tym momencie atakujący uzyskują dane logowania do prawdziwej skrzynki pocztowej użytkownika.

Kolejne kroki atakującego mogą być różne, np. przejęcie dostępu do dowolnego serwisu internetowego, w którym ofiara używa przejętej skrzynki e-mail, ale w przypadku spear phishingu lub whalingu atakujący może mieć znacznie bardziej wyrafinowany cel, np. wykorzystanie skradzionej tożsamości do kradzieży pieniędzy.

Jeśli mamy do czynienia z atakiem ukierunkowanym, atakujący po zalogowaniu do skrzynki pocztowej ofiary może prowadzić z niej korespondencję z klientami i dostawcami… może również korespondować z innymi pracownikami firmy, którzy mogą nieświadomie ujawniać poufne informacje.

W ten sposób atakujący profiluje ofiarę i przygotowuje się do ataku właściwego. Taka faza profilowania może trwać kilka dni, tygodni, a nawet miesięcy. W tym miejscu zapewne zdaliście sobie sprawę z tego, jak ważne są regularne zmiany haseł do swojego konta w systemie. To praktycznie jedyna metoda, która może zatrzymać atakującego przed dalszą penetracją środowiska firmy. Atakujący to wiedzą, dlatego do właściwego ataku przygotowują się szybko, sprawnie i w sposób niepozostawiający śladów… bo z punktu widzenia systemu informatycznego z konta korzysta uprawniony użytkownik.

Kulminacyjny moment nadchodzi wtedy, gdy atakujący wysyła ze skrzynki e-mailowej ofiary do klienta sfałszowaną fakturę, w której zmieniony jest numer rachunku bankowego, lub wysyła do dyrektora finansowego polecenie pilnego przelewu w związku z finalizowaną właśnie transakcją. Czy to się dzieje naprawdę? Owszem, bo wiadomość napisana jest tak, jak pisze ofiara – zawiera wszystkie załączniki, które powinna zawierać, i pochodzi ze skrzynki ofiary.

Adresat wiadomości nie ma żadnych podstaw, żeby nie ufać takiej wiadomości. Co więcej, w przypadku gdy wiadomość pochodzi od prezesa lub członka zarządu, nikt nie odważy się kwestionować polecenia zawartego w wiadomości. W taki właśnie sposób dochodzi do kradzieży środków finansowych na ogromną skalę.

W przypadku ataków ukierunkowanych mamy do czynienia z wymuszeniami przelewów na setki tysięcy złotych. Jeden z większych znanych mi przypadków, który był poddany analizie przeze mnie i mój zespół, na zlecenie zaatakowanej firmy, doprowadził do wymuszenia przelewu na blisko 10 mln zł. Czy można było takiej stracie zapobiec?

Tak, ale pierwszym krokiem w zapobieganiu zawsze jest diagnoza zagrożeń, audyt bezpieczeństwa i uświadomienie sobie słabych punktów organizacji. Dopiero wtedy można stworzyć mechanizmy organizacyjne i techniczne, które pozwolą nam reagować na takie i podobne zagrożenia.

Środkiem, który jest wart rozważenia, jest ubezpieczenie od cyberzagrożeń. Ale pamiętajmy, że stanowi ono jedynie uzupełnienie mechanizmów bezpieczeństwa, które przede wszystkim powinny tworzyć długotrwałą odporność na zagrożenia.

Podsumowanie

Żyjemy w czasach upadku modelu zaufania, które towarzyszyło nam przez wieki w relacjach międzyludzkich. Dzisiaj, w erze komunikacji elektronicznej, gdzie tożsamość osoby jest tożsamością cyfrową, musimy zdawać sobie sprawę z nowych zagrożeń dla nas samych i firm, w których pracujemy i którymi zarządzamy.

Bagatelizowanie problemu to chowanie głowy w piasek, bo zarówno dynamika wzrostu zagrożeń w ostatniej dekadzie, jak i stopień automatyzacji ataków oznaczają, że nie wolno nam myśleć w cyberzagrożeniach w kategorii „czy nas dotkną”, tylko „kiedy nas dotkną”. W przeciwnym razie będziemy pewną ofiarą cyberataków. Nawet jeśli uważamy, że nas to nie dotyczy.

Radosław Kaczorek
partner zarządzający departamentem cyberbezpieczeństwa w Grant Thornton w Polsce

Sumy gwarancyjne w ubezpieczeniu zawodowej OC

0
dr Stanisław Kuta

Ważną rzeczą, a zarazem ograniczeniem odpowiedzialności ubezpieczyciela jest określona suma gwarancyjna w każdym ubezpieczeniu. Jest ona górną granicą odpowiedzialności ubezpieczyciela za jedno i wszystkie zdarzenia w okresie ubezpieczenia.

Suma gwarancyjna jest wyczerpywalna, czyli zmniejszana o wypłacone już odszkodowania. W razie wyczerpania sumy gwarancyjnej lub jej braku przy wyższych wartościowo szkodach odpowiedzialność odszkodowawcza spada na ubezpieczonego. Dlatego istnieje możliwość – często konieczność – dodatkowych dobrowolnych ubezpieczeń, gdyż sumy gwarancyjne obowiązkowych ubezpieczeń ZOC są stosunkowo niskie – stanowczo za niskie i zróżnicowane.

Minimalne sumy gwarancyjne dla każdego ubezpieczenia ustala minister finansów w drodze rozporządzenia. Dla przykładu pokazuję minimalne sumy gwarancyjne w kilku ubezpieczeniach obowiązkowych:

  • architekt – 50 000 euro na jedno zdarzenie,
  • adwokat – 50 000 euro na jedno zdarzenie,
  • komornik sądowy – 100 000 euro na jedno zdarzenie,
  • agent ubezpieczeniowy – 1 250 618 euro na jedno i 1 875 297 euro na wszystkie zdarzenia,
  • detektyw – 15 000 euro na jedno zdarzenie,
  • notariusz – 50 000 euro na jedno i wszystkie zdarzenia,
  • zarządca nieruchomości – 50 000 euro na jedno i wszystkie zdarzenia,
  • pośrednik kredytu hipotecznego – 460 000 euro na jedno i 750 000 euro na wszystkie zdarzenia.

W określonych prawem przypadkach towarzystwo ubezpieczeniowe może dochodzić od ubezpieczonego zwrotu wypłaconego odszkodowania, tzw. regresu ubezpieczeniowego. Dzieje się tak w przypadkach, jeśli sam ubezpieczony przyczynił się do powstania szkody, zwiększenia jej wartości, np. na wskutek rażącego niedbalstwa, celowego działania, przestępstwa, co po wypłacie odszkodowania zostanie mu udowodnione.

Trigger i czasowy zakres ochrony ubezpieczeniowej

Różnie może także być uregulowany czasowy zakres udzielanej ochrony. Z zasady w ubezpieczeniach obowiązkowych obejmuje on szkody będące skutkiem zdarzeń mających miejsce w okresie ubezpieczenia zawartym w umowie ubezpieczenia (polisie).

W ubezpieczeniach dobrowolnych strony mogą się umówić inaczej i np. ubezpieczyciel może odpowiadać za szkody powstałe, ujawnione lub zgłoszone w okresie ubezpieczenia (art. 822 k.c.). Tak mamy np. w alwisowskim ubezpieczeniu odpowiedzialności majątkowej urzędników państwowych za decyzje podjęte z naruszeniem prawa, chociaż nie jest to ubezpieczenie stricteodpowiedzialności cywilnej. W tym ubezpieczeniu zdarzeniem ubezpieczeniowym rodzącym odpowiedzialność ubezpieczyciela jest zgłoszenie roszczenia w okresie ubezpieczenia. 

Dopuszczalne są także inne możliwości, w zależności od konkretnych potrzeb związanych ze specyfiką i wykonywaniem danego zawodu.

Dlatego przy każdym ubezpieczeniu OC, a w szczególności zawodowym ważny jest tzw. trigger. Jest to techniczny termin używany przy ubezpieczeniu OC do określenia, jakie zdarzenie, w jakim czasie powstałe, powoduje uruchomienie ochrony ubezpieczeniowej, z którym umowa ubezpieczenia OC wiąże powstanie odpowiedzialności.

Może bowiem dojść do sytuacji, gdy zdarzenie wywołujące szkodę powstało np. w 2014 r., a szkoda ujawniła się w 2020 r. Rodzi się wtedy ważne pytanie, który ubezpieczyciel odpowiada za szkodę? Czy ten z daty powstania szkody (z 2014 r.), czy ten z okresu, gdy szkoda się ujawniła (2020)?

W przypadku ubezpieczenia OC firm, ale także OC zawodowego najczęściej stosowany jest trigger loss occurrence, który oznacza, że ubezpieczyciel ponosi odpowiedzialność wtedy, kiedy szkoda wystąpi w okresie ubezpieczenia.

Nie ma tu znaczenia, kiedy nastąpiło działanie lub zaniechanie, które było bezpośrednią przyczyną szkody, lecz czas jej powstania. Ubezpieczyciele często określają ten okres na: 5, 8, nawet 10 lat. To ważne, bo niektóre szkody mają długi okres tzw. inkubacji i często trudno dokładnie ustalić, kiedy dokładnie dana szkoda powstała. Dotyczy to szkód w środowisku, szkód budowlanych itd.

Rzadziej spotykanym jest trigger claims made, co oznacza, że ubezpieczyciel odpowiada za zdarzenia objęte zakresem ubezpieczenia, jeśli szkoda zostanie zgłoszona w okresie ubezpieczenia.

Nieważna jest tutaj data powstania szkody – może być w tym okresie nieubezpieczony lub być ubezpieczony u innego ubezpieczyciela.

Trzecim triggerem – ale niewyczerpującym jeszcze wszystkich występujących – jest act commited, przy którym odpowiedzialność ubezpieczyciela jest bardzo rozciągnięta w czasie po zakończeniu okresu ubezpieczenia. W tym triggerze ochrona ubezpieczeniowa obejmuje szkody (roszczenia) będące następstwem zdarzeń – działania, zaniechania ubezpieczającego – zaistniałych w okresie ubezpieczenia.  

Dla zaistnienia odpowiedzialności ubezpieczyciela nie ma znaczenia, kiedy ujawni się szkoda lub kiedy zostanie zgłoszone roszczenie, pod warunkiem że nie upłynął jeszcze termin przedawnienia określony w Kodeksie cywilnym, a w ubezpieczeniach dobrowolnych ustalony termin przez strony umowy.

Jest to trigger niekorzystny dla ubezpieczyciela, ponieważ jego odpowiedzialność jest rozciągnięta w czasie i może trwać długo po zakończeniu polisy. Wydłużona w czasie odpowiedzialność ubezpieczyciela powoduje konieczność utworzenia rezerw na ryzyka niewygasłe (IBNR) oraz dodatkowych rezerw na szkody niedoszacowane (IBNER), co znacznie podnosi koszty administracyjne likwidacji szkód.

Ale ten trigger jest stosowany w ubezpieczeniach zawodowych, np. przy OC architekta, urbanisty itd., czyli profesjach, gdzie szkoda może pojawić się po długim okresie. Oczywiście składka z tym typem triggera jest dużo, dużo wyższa.

Co z tego wynika?

I tutaj bardzo ważna uwaga dla dystrybutora ubezpieczenia: agenta, OFWCA. Przy odnawianiu ubezpieczenia i przenoszeniu ubezpieczenia OC zawodowego do innego ubezpieczyciela bardzo ważna jest szczegółowa analiza treści ostatnich i wcześniejszych umów ubezpieczenia pod względem zastosowanych triggerów.

Chodzi o to, aby zapewnić klientowi ciągłość ochrony ubezpieczeniowej. Nie należy pochopnie zmieniać ubezpieczyciela, kierując się tylko np. wysokością składki, bo może wystąpić sytuacja, gdy w jednym roku klient (firma, biuro, osoba fizyczna) będzie ubezpieczony w ten sposób, że ubezpieczyciel przyjmie odpowiedzialność za szkodę ujawnioną w czasie istnienia ubezpieczenia, a w następnym roku kolejny ubezpieczyciel będzie odpowiadał za szkody powstałe w okresie ubezpieczenia. Natomiast szkoda powstanie w okresie, gdy ochrona była w razie ujawnienia szkody. Jeśli szkoda ujawni się, gdy dla odpowiedzialności kluczowe znaczenie ma czas powstania szkody, to wtedy klient nie będzie miał ochrony ubezpieczeniowej i będzie ją musiał pokryć z własnych środków.

Trzeba także pamiętać o tzw. różnicach kursowych. Sumy gwarancyjne dla danej polisy ustalane są według przelicznika kursu walut z pierwszego dnia nowego roku, pierwszego kwartału danego roku lub tym podobnych. Może zdarzyć się, że sumy gwarancyjne obowiązujące w dacie zdarzenia nie wystarczą do pełnego zaspokojenia roszczeń po kilku latach. Czyli ta sama suma gwarancyjna może mieć mniejszą wartość w złotych polskich, niż miała kilka lat wstecz wskutek wahań kursów walut.

I to jest także problem dla ubezpieczonego, gdyż musi on pokryć z własnej kieszeni różnicę między wysokością sumy gwarancyjnej (w złotych), wypłaconej przez ubezpieczyciela, a zgłoszonym roszczeniem.

Oczywiście problem triggerów to bardzo ważny i obszerny temat. Występują tutaj także dodatkowe klauzule (np. retroaktywna, sunset), które są stosowane w większych, bardziej złożonych ubezpieczeniach.

Na zakończenie przybliżę jeszcze zapis art. 822 Kodeksu cywilnego:

art. 822 k.c.

§1. Przez umowę ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej ubezpieczyciel zobowiązuje się do zapłacenia określonego w umowie odszkodowania za szkody wyrządzone osobom trzecim, wobec których odpowiedzialność za szkodę ponosi ubezpieczający albo ubezpieczony.

§2. Jeżeli strony nie umówiły się inaczej, umowa ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej obejmuje szkody, o jakich mowa w § 1, będące następstwem przewidzianego w umowie zdarzenia, które miało miejsce w okresie ubezpieczenia.

§3. Strony mogą postanowić, że umowa będzie obejmować szkody powstałe, ujawnione lub zgłoszone w okresie ubezpieczenia.

dr Stanisław Kuta
doradca zarządu
Alwis & Secura sp. z o.o.

Dr Jekyll & Mr Hyde. Dwa oblicza Mount Everestu

0
Źródło zdjęcia: 123rf.com

Wydaje się, jakby od ostatniego artykułu „górskiego” na łamach „GU” upłynęło morze czasu, który ostatnio naznaczony został koronawirusową rzeczywistością. W tym okresie moja mapa wzbogaciła się o dwa nowe punkty – mroźną Alaskę i upalną Argentynę.

Na Denali pierwszy raz zasmakowałem porażki, przerywając atak na 500 m przed szczytem, aby potem wpaść w czułe ramiona Anki (tak wspinacze nazywają najwyższy szczyt Andów – Aconcaguę). Mam nadzieję, że poniższy tekst będzie wstępem do dalszej historii, którą napisze już życie.

Tytuł raczej nie pozostawia złudzeń – w maju i czerwcu 2021 r. zmierzę się z Mount Everestem. Klejnot w koronie pod każdym względem: nie tylko najwyższy szczyt świata liczący 8848 m n.p.m., ale również Korony Himalajów (14 ośmiotysięczników) oraz Korony Ziemi, czyli najwyższych szczytów każdego kontynentu. Temu ostatniemu projektowi poświęcam od ponad trzech lat każdą wolną chwilę, rozwijając swoją wysokogórską pasję.

Himalaje i Karakorum to magiczne miejsce, które rozciąga się na ogromnym obszarze Pakistanu, Indii, Chin, Nepalu i Bhutanu. Tutaj zlokalizowane są wszystkie ośmiotysięczniki, jak i niezliczone, często jeszcze dziewicze szczyty. To tutaj od tysięcy lat swoją religię i tradycje kultywują buddyjscy mnisi, od zawieszonego na bhutańskim klifie Paro Takstang do Jo-khang w Tybecie.

Sam Everest to góra, którą można kochać lub nienawidzić. Góra o bogatej historii, która skrywa wiele ludzkich dramatów, ale która daje też szansę obcowania z czymś mistycznym. Cel westchnień niejednego wspinacza, ale też miejsce, w którym dzisiaj „kręci się” wielki biznes nastawiony na każdego dolara od osób chcących dotrzeć chociażby do Everest Base Camp. Biznes z pogranicza polityki i ekonomii, którym zajmują się rządy Nepalu i Chin wspólnie z międzynarodowymi agencjami górskimi, kreującymi komercyjne oblicze wypraw wysokogórskich.

Jednak o ile rząd Nepalu i agencje operujące po tej stronie kierują się głównie chęcią zysku, o tyle rząd ChRL od lat stara się zniechęcić potencjalnych wspinaczy, podnosząc corocznie ceny permitu (zezwolenie na szczyt) i ograniczając ich liczbę. Robi to głównie z powodów politycznych, gdyż mimo upływu 70 lat od aneksji Tybetu region ten nadal jest niestabilny i obecność zbyt wielu cudzoziemców nie jest tu mile widziana.

Tomasz Domalewski

Jaka jest więc rzeczywistość wypraw?

Na szczyt Sagarmatha (nepalska nazwa oznaczająca Czoło Nieba) prowadzą dwie drogi. Pierwszą i najbardziej znaną jest tzw. droga normalna, biegnąca południowo-wschodnią granią Everestu w Nepalu. Ciągnie się przez lodowiec Khumbu i zachodnią ścianą Lhotse, aby przez uskok Hilarego dotrzeć do szczytu. To nią odbywa się większość wypraw komercyjnych, gdyż nie jest ona tak wymagająca jak po stronie chińskiej, a ukształtowanie terenu pozwala na dogodną lokalizację obozów, ograniczając znacząco czas przebywania w tzw. strefie śmierci.

Druga, od strony Chin, to tybetańska droga prowadząca ścianą północną Czomolungma (tybetańska nazwa oznaczająca Boginię Matkę Ziemia). Droga wymagająca technicznie, z niebezpiecznymi fragmentami wymagającymi wspinaczki przez formację skalną tzw. stopni.

Ze względu na ukształtowanie terenu lokalizacja obozów utrudnia aklimatyzację i wymaga wcześniejszego wejścia oraz dłuższego przebywania w strefie śmierci. Z tego powodu rzadziej wybierana niż droga normalna, gdyż wymaga większego doświadczenia wspinaczkowego i obycia z ekspozycją na dużych wysokościach.

Do legendy przeszły już promowane w mediach obrazy wspinaczy stojących w korku na szczyt, poparte najczęściej opiniami „kanapowych” ekspertów, że wystarczy kasa, żeby Szerpowie wnieśli cię tam na plecach. Powtarzając za ks. Tischnerem, w słowach tych, jak w każdych innych, jest świenta prawda, tys prawda i gówno prawda. Wszystko zależy od tego, który aspekt dzisiejszych wypraw górskich będziemy analizować.

Prawdą jest, że od strony nepalskiej brak jest limitów zezwoleń, co w połączeniu z drogą, która nie jest tak wymagająca jak tybetańska, przyciąga rzeszę niedoświadczonych wspinaczy. Skutkiem tego w drodze na szczyt tworzą się ogromne korki, które w ostatnich trzech latach kosztowały życie kilkudziesięciu osób. Przebywając zbyt długo w strefie śmierci, umierały one z powodu choroby wysokościowej (często efekt wyczerpania butli z tlenem).

Przy tej okazji wraca często temat stanu dzisiejszego himalaizmu w kontekście używania podczas wypraw butli z tlenem. Historia polskich wypraw, moje własne doświadczenia oraz rozmowy z ludźmi, którzy przebywali w strefie śmierci, mówią jedno: niewiele jest osób na świecie, których przygotowanie oraz predyspozycje pozwalają na zdobycie Mount Everestu bez korzystania z dodatkowego tlenu. Potwierdzeniem tej tezy jest fakt, że ze wszystkich dotychczasowych 44 polskich wejść na szczyt tylko jeden człowiek, Marcin Miotk, dokonał tej sztuki w 2005 r.

Ostatnim aspektem wymagającym omówienia jest kwestia Szerpów, którzy pomagają nie tylko utrzymać infrastrukturę techniczną, ale również zapewniają serwis w Base Camp, pomoc w obozach pośrednich i asystę przy ataku szczytowym.

Jednak skrajną nieodpowiedzialnością jest oczekiwać, że przebywając w strefie śmierci, będą w stanie kogokolwiek wciągnąć na linie, a tym bardziej uratować w sytuacji zagrożenia życia. Ci, którzy tak myśleli, pozostali na zawsze w objęciach Everestu.

Neptun w górach, czyli cele wyprawy

Analizując wszystkie za i przeciw, zdecydowałem się na wejście drogą tybetańską, która mimo że bardziej wyczerpująca i wymagająca technicznie, dzięki mniejszej liczbie wydawanych zezwoleń pozwala na elastyczne prowadzenie akcji górskiej w zdecydowanie mniejszych grupach. Trzeba liczyć się oczywiście ze zmienną pogodą oraz możliwościami technicznymi wynikającymi z ulokowania obozów. Cel jest jasny – zrobienie wszystkiego, w granicach akceptowalnego ryzyka, aby stanąć na Dachu Świata.

Cel pośredni (w wymiarze sportowym) to próba złamania bariery 8 tys. metrów bez używania dodatkowego tlenu. Oznacza to, że będę musiał początkowo co najmniej kilkanaście godzin operować w strefie śmierci bez tlenu (w dalszej części wyprawy planuję korzystać już z butli). Wymagać to będzie ode mnie doskonałego przygotowania wydolnościowego, silnej psychiki, elastyczności w działaniu oraz tego, co w górach jest istotne – trochę szczęścia. Z tego powodu na pół roku oddałem się zespołowi specjalistów wysokogórskich (lekarz, trener, dietetyk) z „Formy na Szczyt”, którzy przygotowywali m.in. członków narodowej wyprawy na K2 w ramach programu Polskiego Himalaizmu Zimowego.

Finansowanie wyprawy jest już zapewnione, więc obecnie poszukuję partnerów, którzy chcą stać się częścią pisanej przeze mnie historii Mount Everestu. W zależności od zaangażowania finansowego (zaczynającego się już od 10 tys. zł) można wykorzystać format wyprawy m.in. do działań marketingowych, wizerunkowych, a na employer brandingu kończąc.

Trzymajcie kciuki za powodzenie wyprawy i szczęśliwy powrót. Do zobaczenia na szlaku!

Tomasz Domalewski
Sales Director
Leadenhall Insurance SA
www.nwg.com.pl

18,336FaniLubię
822ObserwującyObserwuj

Aktualne wydanie