Rozmowa z Adrianem
Cibą, brokerem z Manchesteru
Sławomir Dąblewski: – Adrianie,
pozwolisz, że zacznę niewyszukanym pytaniem: dlaczego na kraj pobytu wybrałeś
Wielką Brytanię?
Adrian Ciba: –
To
dość banalna historia. W szkole średniej wyjechałem w wakacje do pracy w
Wielkiej Brytanii. Wówczas zobaczyłem, jak wielkie możliwości zarobkowe panują
w tym kraju. Dlatego po ukończeniu edukacji w Polsce podjąłem decyzję o emigracji,
a była ona wspomagana przez członków mojej rodziny osiedlonych tu już od
pewnego czasu. Okazała się trafna, nie żałuję jej do dziś.
…i jesteś brokerem ubezpieczeniowym?
–
Tak, od sześciu lat wykonuję zawód brokera ubezpieczeniowego, a ponadto zajmuję
się pomocą osobom, które zdecydowały się wziąć kredyty mieszkaniowe we frankach
szwajcarskich.
Czy przed opuszczeniem
Polski miałeś już doświadczenie w branży ubezpieczeniowej?
–
Nie. Pierwsze kroki stawiałem w szeroko rozumianej branży finansowej. Zaczęło
się od zaproszenia na konferencję o tematyce finansowej w Krakowie, po której
stwierdziłem, że finanse to dziedzina idealna do mojej zawodowej realizacji.
Pracowałem jako doradca inwestycyjny, doskonaląc równolegle wiedzę na różnego
rodzaju szkoleniach i kursach z zakresu inwestowania pieniędzy, relacji
międzyludzkich i rozwoju osobistego.
Na samym końcu tego
procesu przyszedł czas na zajęcie się również wiedzą ubezpieczeniową. Po
przyjeździe do Wielkiej Brytanii udało mi się nawiązać współpracę z największym
polskojęzycznym brokerem ubezpieczeniowym, dzięki czemu mogę realizować się w
dziedzinie, która zapewnia mi nie tylko godziwe zarobki, ale również
satysfakcję wynikającą z kontaktów z klientami.
Jaki jest z Twojej
perspektywy brytyjski rynek ubezpieczeniowy?
–
Z całą pewnością bardzo rozwinięty i niezwykle konkurencyjny, otwarty na
potrzeby i oczekiwania klienta. To rynek z kilkusetletnią historią i tradycjami
ubezpieczeniowymi.
Brytyjczycy
ubezpieczają wszystko, co ma dla nich jakieś znaczenie, od życia i majątku
począwszy, poprzez zdrowie, zwierzęta domowe, na wymianie koła w aucie w razie
awarii skończywszy. Trzeba wiedzieć, że Brytyjczyk samodzielnie nie wymienia
koła. Przewidując, że kiedyś spotka go sytuacja awaryjna, ubezpiecza takie
zdarzenie i śpi spokojnie.
W ubezpieczeniach preferujesz
życie czy majątek?
–
W swojej ofercie mam zarówno ubezpieczenia majątkowe, jak i życiowe, ale
preferuję te drugie, bo życie jest tym, co mamy najcenniejsze. Zabezpieczenie
rodziny na wypadek utraty płynności finansowej będącej skutkiem śmierci głównego
żywiciela traktuję jako sprawę pierwszoplanową, najwyższej wagi.
Poważnie podchodzę do
zabezpieczenia moich klientów na wypadek wystąpienia chorób krytycznych, takich
jak nowotwór złośliwy, udar mózgu czy wylew. Choroby cywilizacyjne dopadają coraz
większą grupę obywateli Wysp Brytyjskich, wymagają zatem szczególnej uwagi ze
strony przedstawicieli zawodu ubezpieczeniowego. I dodam: ubezpieczenia tego
rodzaju są tutaj bardzo rozbudowane i powszechnie akceptowane przez klientów.
A gdybyśmy mogli
skoncentrować uwagę na ubezpieczeniach na życie, jak wielkiego wysiłku wymaga
pozyskanie klienta?
–
Nie ma efektu bez wysiłku, to oczywiste. Tutejszy rynek ubezpieczeń określiłbym
jako dostępny dla klienta poprzez atrakcyjne stawki ubezpieczeń. Dzięki temu
stosunkowo łatwo jest dopasować właściwe rozwiązanie dla klientów mniej i
bardziej majętnych, z mniej lub bardziej rozwiniętą paletą zdarzeń
ubezpieczeniowych pozostających pod ochroną.
Brytyjczycy mają wysoką
świadomość ubezpieczeniową, chętnie się spotykają i doceniają pracę doradców
ubezpieczeniowych. Z racji swoich korzeni jak również licznej tutaj grupy
Polaków pracuję w tym środowisku i stwierdzam, że pobyt na ziemi brytyjskiej
wywiera korzystny wpływ także na świadomość ubezpieczeniową rodaków.
Rozumiem, że Twoja
praca zawodowa zapewnia Ci satysfakcję finansową i osobistą?
–
Oczywiście! Finansowa niezależność to tylko jedna strona medalu. Drugą jest
satysfakcja wynikająca z relacji z klientami. Nie wiem, czy jest druga taka
profesja, która zapewniałaby mi tak wysoki poziom zadowolenia zawodowego. Przekłada
się on rzecz jasna na zadowolenie osobiste. Mam przy tym świadomość, że realnie
pomagam klientom poprzez dopasowanie właściwego programu zabezpieczenia.
Dopadła nas pandemia –
przewidywana, acz zlekceważona przez poszczególne rządy. I zrobiło się kiepsko…
–
Tak, bez wątpienia wygaszenie aktywności gospodarczej czy też jej istotne
spowolnienie przyniesie wiele przykrych konsekwencji finansowych dla
przedsiębiorców i zatrudnionych, o zdrowotnych nie wspominając. Brytyjczycy
często widzą ten problem w kategoriach spisku, zastraszenia, zniewolenia. Taki
wyspiarski punkt widzenia.
Pozostaje mieć
nadzieję, że kryzys zostanie w miarę możliwości szybko zażegnany,
przedsiębiorstwa wznowią swoją działalność, ludzie wrócą do pracy, a straty nie
będą duże.
Jak sobie radzisz
zawodowo w tej sytuacji? Na pewno pracujesz zdalnie…
–
Obecna sytuacja spowodowała konieczność pracy zdalnej i przyznaję szczerze –
absolutnie mi ona nie leży. To nie moja natura. Brak mi bezpośredniego kontaktu
z klientem. W mojej pracy ważne jest budowanie relacji, a relacje najlepiej
buduje się face to face.
Początkowo sądziłem, że
dzięki pracy zdalnej zaoszczędzę trochę czasu i pieniędzy, ale to było błędne
przekonanie. Po kilku tygodniach i kilkunastu spotkaniach online jestem
przekonany, że nie zamienię pracy zdalnej na bezpośredni kontakt z klientami.
Online trudno jest zbudować właściwe relacje międzyludzkie, włączając w to
relacje biznesowe.
Rząd pomaga
przedsiębiorcom i zatrudnionym?
–
Tak, i to cieszy. Pracownikom przedsiębiorstw, które musiały zawiesić
działalność, przysługuje 80% dotychczasowego wynagrodzenia. Osoby
samozatrudnione mogą otrzymać od państwa do 80% dochodów uśrednionych za okres
ostatnich trzech lat działalności. Przyznawane są kredyty kryzysowe firmom,
które były w dobrej kondycji przed pandemią; ich wysokość to od 25 000 do 250 000
funtów. Są możliwości trzymiesięcznych wakacji na zobowiązania wynikające z
kredytów i leasingów i wiele innych rozwiązań, a korzystanie z nich nie jest
skomplikowane.
Branża ubezpieczeniowa przetrwa
w dobrej kondycji i znów będzie pięknie?
–
W to wierzę. Nie obejdzie się bez większych lub mniejszych strat, ale każdy
kryzys jakieś przynosi. Przynosi również jakieś korzyści, ale na ich ujawnienie
jeszcze chwilę poczekamy…
Życzmy sobie zatem
powodzenia. Bardzo Ci dziękuję za rozmowę.
Sławomir
Dąblewski