Blog - Strona 1048 z 1484 - Gazeta Ubezpieczeniowa – Portal
Strona główna Blog Strona 1048

Bank Pocztowy: Karta Mastercard z pakietem ubezpieczeń dla przedsiębiorców

0
Źródło zdjęcia: 123rf.com

W ramach zacieśniania strategicznego partnerstwa z Mastercard od 2 sierpnia do nowo otwieranych kont biznesowych w Banku Pocztowym wydawane będą wyłącznie Karty Biznes Mastercard. Umożliwiają one między innymi skorzystanie z darmowego pakietu ubezpieczenia na 12 miesięcy.

Ochrona w ramach karty obejmować będzie m.in. zwrot wartości utraconej gotówki wypłaconej z dowolnego bankomatu na całym świecie w przypadku kradzieży do 24h od momentu dokonania wypłaty. Dodatkowe korzyści aktywowania bezpłatnego ubezpieczenia to: wydłużenie gwarancji sprzętu RTV/AGD oraz elektroniki, zwrot różnicy pomiędzy kwotą zapłaconą za towar a niższą ceną identycznego produktu znalezionego w innym sklepie w ciągu 30 dni od zakupu i 30-dniowa ochrona zakupów dokonanych za pośrednictwem internetu.

– Jak pokazuje przykład Mastercard, karta debetowa przestaje już być wyłącznie środkiem płatniczym, a staje się wehikułem dla wielu innych powiązanych z płatnościami usług, jak chociażby ubezpieczeń. Taka jest właśnie przyszłość całej branży i do tego także dążymy w Banku Pocztowym – mówi Alicja Sierakowska, dyrektor Departamentu Bankowości Instytucjonalnej Banku Pocztowego.

(AM, źródło: Bank Pocztowy)

Student płaci za OC cztery razy więcej niż emeryt

0
Źródło zdjęcia: 123rf.com

Eksperci rankomat.pl przyjrzeli się preferencjom motoryzacyjnym 19-latków i 64-latków. Ci pierwsi płacą bowiem najwięcej za OC posiadaczy pojazdów mechanicznych, natomiast ci drudzy – najmniej.

W I półroczu 2021 r. średnia cena polisy OC dla 64-latka w porównywarce rankomat.pl wyniosła 488 zł, a dla 19-latka 2129 zł. W efekcie różnica w wysokości składki wynosi ponad 300% na korzyść doświadczonego kierowcy.

– W ocenie ubezpieczycieli młode i niedoświadczone za kierownicą osoby, są o wiele bardziej skłonne do ryzykownych zachowań na drodze. W związku z tym mogą powodować więcej szkód, co oznacza dla nich droższe ubezpieczenie auta. Natomiast doświadczeni właściciele pojazdów latami wypracowują zniżki za bezszkodową jazdę i mogą przez to liczyć na niższe składki OC – komentuje Kamil Sztandera, ekspert rankomat.pl.

W analizowanym okresie osoby w wieku 19 lat zgłaszały najczęściej do ubezpieczenia model BMW seria 3, natomiast kierowcy 64-letni deklarowali, że posiadają Opla Astrę. Ci ostatni posiadali równocześnie młodsze o 5 lat pojazdy. Pomimo niewielkiego stażu za kierownicą, 2% wszystkich 19-letnich kierowców zdążyło już spowodować szkodę. Natomiast wśród 64-latków do co najmniej jednej szkody w swojej historii ubezpieczenia przyznało się 27% właścicieli pojazdów.

(AM, źródło: Rankomat)

Obowiązkowe OC to za mało

0
Źródło zdjęcia: 123rf.com

Błąd architekta albo inżyniera budownictwa może skończyć się katastrofą. Te profesje są objęte obowiązkiem ubezpieczeniowym, ale obligatoryjna polisa może nie wystarczyć do pokrycia kosztów wszystkich szkód. Dlatego eksperci doradzają rozszerzenie ochrony – zauważa „Puls Biznesu”.

Patryk Beker, radca prawny, zastępca dyrektora warszawskiego oddziału EIB, wskazuje, że ustawowy limit sumy gwarancyjnej w OC projektanta to równowartość 50 tys. euro. W przypadku większych szkód może to nie wystarczyć, a wyczerpanie sumy gwarancyjnej nie zwalnia z obowiązki pokrycia kosztów związanych z usunięciem wad. Stąd też wielu zainteresowanych decyduje się zawierać również ubezpieczenia nadwyżkowe, pozwalające zwiększyć sumę gwarancyjną.

Agnieszka Jarosławska-Kossakowska, dyrektor do spraw reasekuracji Smartt Re, jest zdania, że ze względu na rosnące roszczenia, wartość kontraktów oraz wymagania określane w przetargach co do wysokości sumy gwarancyjnej polisy OC wykonawcy, warto zastanowić się nad zakupem dodatkowej ochrony.

Więcej:

„Puls Biznesu” z 29 lipca, Sylwia Wedziuk „Jakie ubezpieczenie dla projektanta”:

https://www.pb.pl/jakie-ubezpieczenie-dla-projektanta-1123313

(AM, źródło: „Puls Biznesu”)

Pracuj.pl: Feminatywy wymagają upowszechnienia

0

Ponad 8 na 10 kobiet badanych przez Pracuj.pl uważa, że żeńskie nazwy stanowisk powinny być używane powszechnie na równi z męskimi. Ponadto 3/4 z nich oczekuje feminatywów w ogłoszeniach o pracę, a także chciałoby mieć wpływ na nazwę swojego stanowiska – wynika z badania „Język ofert pracy”.

Feminatywy to żeńskie formy gramatyczne nazw zawodów lub funkcji, określające kobiety m.in. pod kątem wykonywanego zawodu, reprezentowanej profesji czy przysługującego tytułu. Jak wiele innych kwestii związanych z żywym wykorzystaniem i ewolucją języka, feminatywy również bywają przedmiotem ożywionych dyskusji czy różnic opinii w dyrektorskich gabinetach, korytarzach administracji publicznej czy biurach.

Stanowisko Rady Języka Polskiego z 2019 roku mówi o dążeniu do symetrii w nazwach jako „mającym podstawy społeczne”, a przede wszystkim – jako o „prawie, które należy zostawić samym mówiącym”. Dlatego zespół Pracuj.pl postanowił zapytać o opinię same kobiety. W przeprowadzonym badaniu dotyczącym żeńskich nazw stanowisk wzięło udział blisko 18 tysięcy respondentek. Partnerem projektu jest Fundacja Sukcesu Pisanego Szminką.

Feminatywy w codziennej pracy

83% respondentek uważa, że żeńskie nazwy stanowisk (takie jak np. programistka, prawniczka, psycholożka, ekspertka) powinny być używane powszechnie, na równi z męskimi. Przeważająca część badanych twierdzi również, że żeńskie nazwy stanowisk są ważne i określają funkcję zawodową na tych samych zasadach co przyjęte powszechnie męskie odpowiedniki.

Według deklaracji respondentek nie tylko popierają one wprowadzanie do życia zawodowego feminatywów, ale także starają się wykorzystywać te formy językowe w zawodowej codzienności, stosując je do opisu stanowisk innych pań. O ile bowiem mniej niż co czwarta badana kobieta deklaruje, że zawsze używa żeńskich nazw stanowisk (23%), o tyle już ponad połowa (55,5%) robi to często. Co interesujące, zaledwie niewielki odsetek respondentek (2,5%) deklaruje, że nigdy nie stosuje feminatywów w życiu codziennym.

Wyniki badania nie zaskakują. Z takimi opiniami w środowisku biznesowym spotykam się od dawna. Brak żeńskich końcówek podtrzymuje stereotypy co do ról odgrywanych przez kobiety i mężczyzn oraz nieświadome przekonania, które w sobie nosimy – mówi Olga Kozierowska, dziennikarka biznesowa i prezeska Fundacji Sukcesu Pisanego Szminką. – Przykładem może być zawód chirurg czy pilot, który w pierwszej kolejności przywoła skojarzenia związane z mężczyzną. Uważam za zasadne powszechne wprowadzenie feminatywów, bo to daje kobietom równorzędne miejsce w słowniku. Tak jak ktoś kiedyś powiedział: Nie ma nas w słowniku, to nas nie ma. Powszechne używanie żeńskich końcówek wpłynie też na świadomość dziewczynek i wzmocni miejsce kobiet w każdej sferze życia. Widzę natomiast spore wyzwanie w tworzeniu niektórych określeń z żeńskimi końcówkami, polegające na uniknięciu trywializacji danego stanowiska czy zawodu.

Wskazówką dla pracodawców i rekruterów może być fakt, że zdecydowana większość respondentek byłaby zainteresowana posiadaniem wpływu na nazwę swojego stanowiska w pracy, np. pod kątem wykorzystania w nim słów odpowiednich dla swojej płci. Deklaruje to 76% z nich. Jednocześnie tylko 2,5% w ogóle nie chciałoby skorzystać z takiej możliwości, a 21,5% twierdzi, że taki wpływ na nazwę stanowiska jest im obojętny.

– Na co dzień nie zastanawiamy się nad tym, w jakim stopniu używany przez nas język kształtuje rzeczywistość. Znane są badania, które pokazują, że używanie tylko męskich form zawodów zniechęca kobiety do aplikowania. Często zupełnie nieświadomie odrzucają one niektóre z ogłoszeń o pracę, uznając je za skierowane raczej do mężczyzn – komentuje Anna Hołdyńska, ekspertka ds. Projektowania Treści w Grupie Pracuj, pomysłodawczyni i koordynatorka badania. – Odpowiednie podejście pracodawców już na poziomie tytułu ogłoszenia może pomóc w stworzeniu bardziej różnorodnego i przyjaznego środowiska pracy. Jak widać w wynikach naszego badania, dla wielu kobiet ta kwestia nie jest obojętna. Chociaż proaktywne dążenie do posiadania żeńskich nazw stanowisk wciąż należy do rzadkości, to coraz więcej organizacji, uczelni wyższych czy instytucji zaczyna dawać wybór swoim pracowniczkom.

78% respondentek podkreśla, że feminatywy powinny pojawiać się w ofertach zatrudnienia tak samo często jak ich męskie odpowiedniki. Ponadto 68% badanych kobiet oczekuje, że w tytułach ogłoszeń powinny pojawiać się obie wersje nazwy stanowiska. Z analiz Pracuj.pl wynika, że w I kwartale 2021 liczba ofert z udziałem feminatywów na portalu była wyższa o 19% niż w analogicznym okresie 2016 r. Wciąż jednak stanowiły one zdecydowaną mniejszość ofert – 3,5%. Zaobserwowany wzrost dotyczył zarówno segmentu specjalistów, jak i pracowników fizycznych. Liczba ofert z żeńskimi nazwami stanowisk utrzymała się natomiast na podobnym poziomie w segmencie zawodów postrzeganych stereotypowo jako kobiece, zazwyczaj związane z opieką i o niższym prestiżu społecznym, w przypadku których wykorzystanie feminatywów w rekrutacji jest znacznie bardziej powszechne.

Feminatywy na przykładach

W wywiadzie dla Pracuj.pl Joanna Wrycza-Bekier, doktor nauk humanistycznych i trenerka biznesu, zauważyła że w przypadku żeńskich nazw profesji pojawia się często problem podziału na stanowiska prestiżowe i bardziej powszechne. Odzwierciedla się on w tym, że w powszechnym odbiorze męskie nazwy uznawane są za bardziej nobilitujące – a co za tym idzie feminatywy bywają odrzucane także przez panie, które pełnią te stanowiska.

Respondentki miały na przykład wyobrazić sobie, że pracują na jednym z 15 stanowisk. Miały określić, jaką formę nazwy danego stanowiska wybrały dla siebie. Odpowiedzi udzielane były na skali od 1 (zdecydowanie forma żeńska) do 5 (zdecydowanie forma męska). Również w tym wypadku respondentki odnosiły się zdecydowanie przychylniej do feminatywów – najbardziej „żeńska” średnia odpowiedzi wyniosła 1,1 (piosenkarka), najmniej – 2,2 (sędzina).

Jak zauważają analitycy, ostatnie przytoczone pytanie ujawnia także wpływ codziennego języka na postrzeganie zawodów i przyzwyczajenia, jakie kształtuje. Dostrzec można więc, że respondentki były nieco mniej skłonne wybierać feminatywy w przypadku terminów, które mają w języku polskim kilka znaczeń. Przykładami są „sędzina” (2,2) – przez wiele osób uważana za termin zarezerwowany wyłącznie dla żony sędziego, oraz „pilotka” (średnia 2,1) – stosowana również jako nazwa nakrycia głowy. Oba zawody postrzegane są jednak także jako bardziej „męskie”. Warto podkreślić, że najbardziej „żeńskie” wyniki dotyczyły zawodów postrzeganych stereotypowo jako kobiece (piosenkarka, bibliotekarka, nauczycielka, sprzątaczka) – co dodatkowo podkreśla rolę przyzwyczajeń w postrzeganiu zawodów.

Wprowadzanie feminatywów wiąże się nieuchronnie z przyzwyczajaniem się do nowych form nazewnictwa przez odbiorców, co dla części pracodawców i pracowników jest wyzwaniem. Mimo pozytywnego stosunku pań do żeńskich nazw stanowisk blisko co trzecia respondentka (30%) uważa, że nie pasują one do wszystkich zawodów. Blisko co piąta (19%) z kolei dodaje, że użycie żeńskiej nazwy stanowiska niepotrzebnie określa aspekt płci, który nie powinien być istotny w przypadku pracy. 

– Żeńskie końcówki i nazwy zawodów wciąż wzbudzają sprzeciw u wielu z tych, którzy zapominają, że są to całkowicie normalne i poprawne formy językowe. Wystarczy sięgnąć po jakąkolwiek gazetę z czasów przedwojennych, by zobaczyć, że na tej drukarskiej łące kwitły wspaniałe i kolorowe profesorki, magistry czy świadkinie. Szkoda, że te formy były powoli wymazywane z języka, zwłaszcza za czasów komunizmu, i że teraz, gdy powoli wracają, wciąż budzą nieuzasadnione oburzenie – komentuje Janina Bąk, znana statystyczka i blogerka.  – Według ankiety 76% kobiet chce mieć wpływ na nazwę swojego stanowiska. Pozwólmy im na to –  jeśli pracujemy z kobietą, która na wizytówkach, plakietkach na drzwiach czy w dyskusjach zawodowych chce być naukowczynią, psycholożką, pilotką, to ma do tego pełne prawo.

Jednocześnie mniej niż co dziesiąta respondentka uważa, że należy pozostać przy „męskich” formach nazw zawodów, a używanie feminatywów to niepotrzebne udziwnienie. Język polski nie uwzględnia „neutralnych” nazw zawodów – część odbiorców za takowe uważa męskie. Jednak, jak wykazały badania, duża część respondentek chciałaby być uwzględniana na rynku pracy jako kobiety, także na poziomie nazewnictwa stanowisk.

O badaniu:

Badanie Pracuj.pl „Język ofert pracy” przeprowadzone zostało metodą CAWI na grupie 17 804 respondentek. Badacze zapytali uczestniczki m.in. o ich podejście do kwestii wykorzystania żeńskich nazw stanowisk w pracy, preferencje dotyczące obecności feminatywów w ofertach pracy, a także percepcję poszczególnych zawodów pod kątem ich nazewnictwa. Badanie przeprowadzono przy wsparciu Fundacji Sukcesu Pisanego Szminką. 

Zdecydowaną większość respondentek ankiety Pracuj.pl stanowiły panie w wieku 20–39 lat (83%) z wyższym wykształceniem (82%) i pochodzące z miast (90%), w tym połowa z miast powyżej 500 000 mieszkańców.

(AM, źródło: Pracuj.pl)

Pierwsza kobieta wiceprezesem Lloyd’s

0
Vicky Carter

Lloyd’s ogłosił powołanie Vicky Carter na stanowisko wiceprezesa od 1 września 2021 r. Carter została wybrana do rady Lloyd’s w lutym 2019 r. Na rynku Lloyd’s pracuje od 40 lat, od 1980 r. zajmuje się ubezpieczeniową działalnością brokerską.

W 2010 r. Carter została wiceprezesem ds. operacji międzynarodowych Guy Carpenter, w 2018 prezesem ds. globalnych rozwiązań kapitałowych.

Lloyd’s postawił sobie cel 35% kobiet na najwyższych stanowiskach na rynku do 31 grudnia 2023 r. Również do końca 2023 r. 33% rady mają stanowić kobiety i osoby czarnoskóre, pochodzenia azjatyckiego i należące do mniejszości etnicznych.

(AC, źródło: Insurance Journal)

Marsh: Stawki rosną w wolniejszym tempie. Ale nie w cyberubezpieczeniach

0
Źródło zdjęcia: 123rf.com

Ceny ubezpieczeń na świecie wzrosły o 15 proc. w drugim kwartale 2021 r. Był to piętnasty z rzędu kwartał wzrostu globalnych stawek ubezpieczeniowych, a jednocześnie trzeci z kolei, w którym zaobserwowano spadek średniego tempa wzrostu cen – wynika z najnowszego raportu Marsh „Global Insurance Market Index Q2 2021”.

Z danych zebranych przez brokera wynika, że wzrosty we wszystkich regionach były umiarkowane. Powód? Wolniejsze tempo przyrostu stawek majątkowych, z wyjątkiem Europy, oraz linii finansowych i profesjonalnych, poza Azją, Ameryką Łacińską i Karaibami (LAC). Wielka Brytania ze wzrostem na poziomie 28 proc. (35 proc. w I kw.) oraz region Pacyfiku z 23 proc. wzrostem wobec 29 proc. poprzednim kwartale w dalszym ciągu napędzają wzrost globalnych cen ubezpieczeń. Z kolei w USA odnotowano spadek z 14 do 12 proc., w Azji z 8 do 6 proc., Ameryce Łacińskiej i na Karaibach z 5 do 4 proc., a w Europie kontynentalnej z 15 do 13 proc..

Analitycy Marsh zauważają, że w skali globalnej ceny ubezpieczeń majątkowych wzrosły średnio o 12 proc. wobec 15 proc. w I kwartale. Stawki OC wzrosły za to o 6 proc., podobnie jak w poprzednim kwartale. Ceny w liniach finansowych i profesjonalnych ponownie osiągnęły najwyższe wzrosty w głównych produktach. Stawki te poszły w górę o 34 proc. w porównaniu do 40 proc. w pierwszych trzech miesiącach 2021 roku.

Ceny ubezpieczeń cybernetycznych kolejny raz odbiegały od trendu globalnego. W Stanach Zjednoczonych wzrosły o 56 proc. (35 proc. w I kwartale) natomiast w Wielkiej Brytanii o 35 proc. (29 proc.), co było spowodowane wzrostem częstotliwości i skali szkód związanych z atakami ransomware.

– W miarę jak światowa gospodarka wychodzi z pandemii, klienci wciąż zmagają się z szeregiem wyzwań w zakresie ubezpieczeń i zarządzania ryzykiem. Chociaż spodziewamy się kontynuacji presji cenowej, szczególnie w liniach dotkniętych stratami, oczekujemy także, że obecny trend umiarkowanego wzrostu cen utrzyma się do końca roku – komentuje wyniki raportu Lucy Clarke, President Marsh Specialty and Marsh Global Placement.

Małgorzata Splett, dyrektor Działu FINPRO i PEMA przyznaje, że Marsh Polska nadal obserwuje wzrosty stawek ubezpieczeń finansowych i profesjonalnych lokalnych klientów, natomiast można odnieść wrażenie, że w porównaniu z poprzednim kwartałem trend wzrostowy lekko jednak wyhamował.

– Odwrotną tendencję widać w stawkach ubezpieczenia cyber, które są jeszcze wyższe niż w poprzednim kwartale. Podobnie jak kilka miesięcy temu, za granicą na wzrosty wpłynął przede wszystkim silny trend wzrostowy w notowanych szkodach – wzrosła  zarówno wartość szkód, jak i ich liczba w porównaniu do poprzednich kwartałów. Większość notowanych przez ubezpieczycieli cyber szkód wciąż dotyczy konsekwencji ataków ransomware. Badanie ekspozycji klientów na to ryzyko coraz częściej wpływa również na ograniczanie zakresu oferowanej ochrony poprzez podwyższanie udziałów własnych czy generalnie ograniczanie dostępnej pojemności – komentuje ekspertka.

AM, news@gu.home.pl

(źródło: Marsh)

Comperia testuje porównywarkę ubezpieczeniową

0
Źródło zdjęcia: 123rf.com

Compero.pl – pod taka markę funkcjonuje wydzielona z Comperii platforma do porównania i sprzedaży ubezpieczeń – informuje cashless.pl.

Portal zwraca uwagę, że obecnie compero.pl znajduje się w fazie testowej. Za pośrednictwem platformy można jednak nabyć już ubezpieczenia pojazdów i mieszkań z oferty czterech zakładów.

Jeszcze w tym roku portfolio serwisu ma wzbogacić się o kolejne produkty. Docelowo compero.pl ma oferować polisy życiowe, NNW, firmowe oraz turystyczne.

Więcej:

cashless.pl z 27 lipca, Ida Krzemińska-Albrycht „Comperia wydzieliła osobną markę do sprzedaży ubezpieczeń. Trwają testy serwisu compero.pl”:

https://www.cashless.pl/10363-compero-porownywarka-ubezpieczen-comperia

(AM, źródło: cashless.pl)

Beesafe i Compensa wykorzystają sztuczną inteligencję w procesie wyceny

0
Źródło zdjęcia: 123rf.com

Należące do Vienna Insurance Group w Polsce spółki Beesafe i Compensa nawiązały współpracę z Akur8. W jej ramach ubezpieczyciele usprawnią swoje procesy wyceny dzięki wykorzystaniu sztucznej inteligencji.

Rozwiązanie Akur8 dla ubezpieczycieli usprawnia procesy wyceny, automatyzując modelowanie ryzyka i popytu z wykorzystaniem autorskiej technologii sztucznej inteligencji. Kluczową korzyścią z zastosowania narzędzia jest lepszy wskaźnik szybkości do dokładności, przy zachowaniu pełnej transparentności i kontroli nad utworzonymi modelami. Akur8 łączy w sobie światy uczenia maszynowego i matematyki ubezpieczeniowej.

– Jesteśmy bardzo zadowoleni, że możemy wesprzeć Beesafe i Compensę, podmioty VIG w Polsce, w podjęciu kluczowego kroku w kierunku bardziej wyrafinowanej wyceny ubezpieczeń i wspierać transformację cyfrową w ich branży. Szczególnie cieszy nas możliwość współpracy z Beesafe przy wspieraniu całkowicie cyfrowego produktu i dostarczaniu go do polskich konsumentów w odpowiednim terminie – powiedział Samuel Falmagne, dyrektor generalny Akur8.

– Wspaniale jest wspierać VIG w Polsce w tworzeniu tego nowego przedsięwzięcia i jednocześnie rozszerzać obecność Akur8 w Europie. Polska jest już siódmym europejskim krajem, do którego wchodzimy – powiedział Brune de Linares, dyrektor ds. sprzedaży Akur8.

– Beesafe to w pełni cyfrowe przedsięwzięcie o tożsamości silnie osadzonej w dziedzinie technologii ubezpieczeniowych, z której uruchomienia w bardzo trudnym czasie pandemii jesteśmy niezmiernie dumni. Potwierdzamy w ten sposób zaangażowanie naszego zespołu w dalsze wspieranie transformacji cyfrowej w naszym sektorze dzięki korzystaniu z najlepszych rozwiązań, których symbolem jest Akur8, w strategicznej dziedzinie, jaką jest wycena, szczególnie przy uruchamianiu zupełnie nowego produktu – powiedział Rafał Mosionek, dyrektor generalny Beesafe i członek zarządu Compensy.

(AM, źródło: PAP MediaRoom)

Technologia blockchain przyszłością ubezpieczeń (3)

0
Źródło zdjęcia: 123rf.com

W poprzednich artykułach wyjaśniliśmy, czym jest technologia blockchain („GU” nr 13) i omówiliśmy dwa z czterech obszarów jej wykorzystania w branży ubezpieczeniowej („GU” nr 20). Czas na przeanalizowanie pozostałych dwóch.

Niezwykle ważną i nieustannie rozwijającą się częścią branży ubezpieczeniowej jest reasekuracja.

Jak wynika z prognoz zawartych w The Business Research Company’s Reinsurance Global Market Report 2021: COVID-19 Impact and Recovery to 2030, globalny rynek reasekuracyjny wzrośnie z 402 mld 35 mln dol. w 2021 r. do 435 mld 9 mln dol. w 2030 r. Chociaż takowy rozwój należy uznać za znaczący, nie zmienia to faktu, że również ta część branży niejednokrotnie zmuszona jest mierzyć się z problemami charakterystycznymi dla innych obszarów działalności ubezpieczeniowej.

Jako przykład mogą posłużyć chociażby trudności wiążące się z brakiem przepływu informacji między towarzystwami. Wykorzystanie technologii blockchain stanowi istotne narzędzie w rozwiązaniu wspomnianych problemów, zapewniając usprawnioną sieć wymiany danych między zainteresowanymi stronami.

Decydujące jest w takim przypadku korzystanie ze wspólnego rejestru, działającego na podstawie technologii DLT (Distributed Ledger Technology, tj. technologii rozproszonego rejestru). Dzięki temu rozwiązaniu niezbędne informacje są aktualizowane, gdy tylko stają się dostępne.

Oznacza to, że obie strony, reasekurator i reasekurowany, mogą po połączeniu się udostępniać niezbędne informacje (np. dotyczące treści polis czy podziału ryzyk), aby usprawnić proces zawierania umów reasekuracji czy przyśpieszyć etap zaspokajania roszczeń. Konsekwencją tego jest zasadniczo zwiększenie wydajności oraz zmniejszenie kosztów operacyjnych związanych z całym procesem.

Reprezentatywnym przykładem rozwiązania wprowadzonego na rynek jest aplikacja B3i Reinsurance, która została opracowana z uwzględnieniem wymagań dotyczących oceny ryzyka i jest w stanie ustrukturyzować umowy reasekuracyjne, umożliwiając negocjowanie i zawieranie umów, wykorzystując korzyści płynące z rozproszonych zasobów.

Digitalizacja umów i ich segmentacja ułatwia stosowanie postanowień umowy jako wykonywalnego kodu komputerowego, usprawniając procesy księgowe i wykorzystuje potencjał przetwarzania bezpośredniego.

Dodatkowo, rozwiązanie zapewnia wsparcie procesów audytowych, porównywanie wersji oraz ułatwia klientom bezpośrednią komunikację.

Grzegorz Dybała

Ubezpieczenia społecznościowe i parametryczne

Możliwości, jakie daje technologia blockchain oraz smart contracts, w sposób nieodwracalny będą w przyszłości wpływały na kształt rynku ubezpieczeniowego w Polsce i na świecie. Nie tylko usprawnią dotychczas funkcjonujące procesy i rozwiązania, ale zainspirują również powstanie lub rozwój całkowicie nowych.

Wspomnianą tendencję można zaobserwować chociażby na przykładzie tzw. ubezpieczeń społecznościowych (Peer-2-Peer lub – w skrócie – P2P). Stanowią one model biznesowy, w którym osoby fizyczne lub podmioty gospodarcze łączą się i swoje zasoby w celu zapewnienia sobie wzajemnej pomocy. Są one także próbą odpowiedzi na sygnalizowane przez konsumentów bolączki tradycyjnego rynku ubezpieczeń (np. wysokie ceny ubezpieczeń, problemy w komunikacji, nadmiernie scentralizowana likwidacja szkód).

Analitycy rynku insurtech wskazują, że masowa dostępność potężnych i uproszczonych narzędzi do rozwoju blockchain umożliwi wielu nowym, nieinstytucjonalnym uczestnikom rynku eksperymentowanie z alternatywnymi rozwiązaniami ubezpieczeniowymi.

Zaangażowanie w rozwój modelu ubezpieczeń P2P ukierunkowane jest na zmianę branży ubezpieczeniowej w podobny sposób, jak uczyniły to pożyczki społecznościowe i crowdfunding na rynku finansowym.

Platformy P2P umożliwiają – w połączeniu z technologią blockchain – stworzenie tzw. grupy ubezpieczeniowej, która nie wymaga scentralizowanej struktury wewnętrznej i kreuje zautomatyzowane i godne zaufania środowisko transakcyjne.

Ułatwienie w płatności składek poprzez np. cyfrowe portfele (digital wallets) oraz cyfrowe konta typu escrow, przechowujące wymienialne tokeny o stałej wartości lub tokeny przeznaczone dla danej platformy, to tylko kilka z wielu rozwiązań technologicznych, jakie ułatwiają i obniżają koszty transakcji.

W połączeniu z pełną automatyzacją zgłaszania, likwidacji oraz wypłaty roszczeń poprzez technologię blockchain szacuje się, że w najbliższej przyszłości potrzeba istnienia pośredniczącej firmy ubezpieczeniowej w jej tradycyjnej formie może zostać częściowo wyeliminowana.

Z kolei popularyzacja wykorzystania smart contracts może wpłynąć na rozwój rynku ubezpieczeń parametrycznych. Mimo że tego typu produkty znane są od blisko kilkudziesięciu lat, nigdy nie stanowiły istotnej części rynku.

W największym skrócie można stwierdzić, że jest to rodzaj ubezpieczeń, który nie rekompensuje realnej straty, lecz służy wypłaceniu pewnego z góry określonego, zryczałtowanego świadczenia w przypadku wystąpienia obiektywnego i z góry określonego przez strony umowy zdarzenia powodującego szkodę. Tym samym wypłacona kwota może być zarówno mniejsza, jak i większa od faktycznej szkody.

Niezwykle istotne jest w tym przypadku zapewnienie źródła rzetelnych informacji (może nim być np. satelita, sieć czujników lub stacja meteorologiczna). Dopiero bowiem po uzyskaniu niezbędnych informacji i danych możliwa jest wypłata kwoty ubezpieczenia. Wykorzystanie smart contracts w przypadku ubezpieczeń parametrycznych niebywale usprawnia cały proces, niwelując tutaj potrzebę ewentualnej ingerencji ludzkiej.

Jako przykład zastosowania wspomnianego rozwiązania można wskazać omawiane już ubezpieczenie nieruchomości od powodzi, choć nie jest to jedyna możliwość zastosowania.

Przykładowo włoscy ubezpieczyciele z powodzeniem stosują polisy parametryczne dla ubezpieczeń turystycznych.

Z kolei, według doniesień prasowych, londyński Lloyd’s we współpracy ze startupem Bounce zapewnił swoim nowozelandzkim klientom możliwość ubezpieczenia się w modelu parametrycznym na wypadek trzęsienia ziemi.

Kamil Szpyt

Wyzwania stojące przed rynkiem ubezpieczeń

Oczywiście w beczce miodu zwykle znajduje się łyżka dziegciu. W tym przypadku będzie nią dość niepewny (na razie) status prawny technologii blockchain oraz smart contracts. Prowadzone są liczne badania naukowe, opracowywane monografie i artykuły, nie zastąpi to jednak regulacji prawnych.

Problem dostrzega już zresztą Unia Europejska i wiele podmiotów międzynarodowych. W tym kontekście warto wspomnieć o raporcie przygotowanym przez Europejski Urząd Nadzoru Ubezpieczeń i Pracowniczych Programów Emerytalnych pt. Discussion Paper on Blockchain and Smart Contracts in Insurance.

Zwraca on zresztą uwagę na inne potencjalne przeszkody w zastosowaniu technologii blockchain i smart contracts w działalności ubezpieczeniowej, w szczególności takie jak potencjalne nieprzygotowanie w tym zakresie organów nadzoru, które mogą nie posiadać niezbędnych zasobów czy nawet odpowiednio wykwalifikowanych pracowników, ale także trudności w integracji nowych rozwiązań z dotychczasowymi infrastrukturami.

Kolejna kwestia to ryzyko wystąpienia wykluczenia osób nieposiadających niezbędnej wiedzy do posługiwania się (jeszcze) nowymi technologiami.

Podsumowanie

Niezależnie od mankamentów wymienionych powyżej, podmioty rynku ubezpieczeń, które wykorzystają w praktyce rozwiązania oparte na technologii blockchain, niewątpliwie będą bardziej konkurencyjne od innych. Dodatkowo – z dużą dozą prawdopodobieństwa – wpłynie to korzystnie na ich wizerunek.

I choć zdarzają się mniej udane próby wdrożenia technologii blockchain (np. słynne zautomatyzowanie przez jednego ze znanych ubezpieczycieli wypłaty odszkodowań za opóźnione loty, które nie spełniło pokładanych w nim oczekiwań), przyszłość wspomnianej technologii w branży ubezpieczeń prezentuje się w dość jasnych barwach.

Optymistycznie można pokusić się o stwierdzenie, że to blockchain staje się przyszłością ubezpieczeń.

dr Kamil Szpyt
kamil.szpyt@legaladvisors.pl

dr Grzegorz Dybała
grzegorz.dybala@legaladvisors.pl

Dlaczego tracisz pieniądze i nie masz klientów z reklam na Facebooku?

0
Przemysław Pająk

Reklamy Facebooka przez niektórych nazywane są złotą krainą, przez innych zaś – „śmiertelną” pułapką. Prawdą jest, że robienie skutecznych reklam na Facebooku nie jest łatwe. Prawdą jest też, że po odpowiednim przygotowaniu może je robić każdy.

Dzięki reklamom na Facebooku można zdobywać klientów na ubezpieczenia. Wystarczy tylko unikać kilku błędów, które niestety, jak zauważyłem, ciągle się powtarzają.

Cały system reklamowy Facebooka jest pozornie bardzo prosty. Wybierasz, co chcesz uzyskać (wiadomości, wejścia na stronę, zasięg, leady), dajesz budżet i… gotowe? Za kulisami tych działań siedzi cała masa ustawień oraz strategii, których na szczęście nie musisz znać od A do Z.

Facebook działa bardzo prostolinijnie – pokaże reklamy tej firmy, która da większy budżet. Czyli opiera się na systemie aukcyjnym. Jakich więc unikać błędów, żeby nasz budżet nie zniknął wśród zalewu innych reklam?

Grzech pierwszy – brak odpowiednich ustawień

Wielkie niebieskie „Promuj” na twoim fanpage’u bardzo kusi, ale niestety nie daje dużych możliwości. Dwa–trzy kliknięcia i reklama gotowa, szkoda tylko, że nieskutecznie.

Warto przyjrzeć się różnym ustawieniom, typu do kogo docierać, ile dziennie wydawać, czy kogoś omijać (np. konkurencję). Wszystko to opanujesz w menedżerze reklam, który tylko wygląda strasznie. Wystarczy jeden tutorial na YouTube lub artykuł na moim blogu i opanujesz podstawy tego systemu. Wystarczy!

Grzech drugi – grafiki, które odpychają, zamiast przyciągać

Najgorsze, co możesz zrobić, to nieczytelna grafika, która w ogóle nie przyciąga uwagi. Wrzucanie zmniejszonej całej listy świadczeń z grupy otwartej, wyrywka z o.w.u., ściany tekstu – wszystko to automatycznie zmniejsza twoje szanse na nowego klienta.

Pamiętaj, że znaczna część osób wyświetla FB na urządzeniach mobilnych. Masz dosłownie sekundę, by przyciągnąć uwagę czytelnika, który szybko przewija Facebooka. Skup się na dwóch–trzech świadczeniach, najważniejszej cesze oferty albo po prostu zrób atrakcyjny/śmieszny/kontrowersyjny obrazek, który zatrzyma wzrok.

Grzech trzeci – brak jasnego przekazu tekstowego

Twój tekst reklamowy musi być bardzo konkretny, żeby użytkownik wykonał akcję. Przedstaw swoją ofertę, najlepiej jeden/dwa produkty (unikaj zbyt ogólnych stwierdzeń), i zakończ tekst wezwaniem do akcji („Wejdź na stronę”, „Skontaktuj się” itp.).

Bez dobrego tekstu nie masz co liczyć, że ktoś przeczyta twoją ofertę, a następnie z niej skorzysta.

Grzech czwarty – duże i źle rozdzielone budżety

Wrzucasz 500 zł na dzień, na jedną reklamę i czekasz na efekty? Doczekasz się, ale pustego portfela. Warto zaczynać od małych budżetów i testować, co zadziała, a co nie.

Zazwyczaj niezależnie, z jakim klientem pracuję, zaczynam od budżetu 20–40 zł na dzień. Jeśli coś zadziała – podnoszę. Jeśli nie – wygaszam.

Budżety powinny być również dostosowane do wielkości grupy, bo wyświetlenie się 30 razy na dzień mieszkańcom małej wioski nie przyniesie ci sławy.

Grzech piąty – szybkie poddawanie się i brak testów

Punkt wyżej wspomniałem o testach. Bardzo częstym procesem wśród agentów (i nie tylko) jest odpalenie reklamy, a jak nie wyjdzie, to koniec – Facebook nie działa! Złodzieje!
No nie do końca. Wystarczy jedno złe ustawienie, tekst, słowo w grafice reklamowej i już możesz stracić klientów.

Zamiast się poddawać lub uparcie tracić pieniądze na jedno, spróbuj różnych tekstów, grafik, słów. Zwłaszcza że po opanowaniu menedżera reklam możesz odpalić np. pięć reklam jednocześnie, które różnią się jednym słowem. A Facebook sam zdecyduje (po reakcjach i po tym, co ludzie klikają), na którą przeznaczyć budżet.
Moja rekordowa kampania reklamowa liczyła 130 różnych reklam. I zdaję sobie sprawę, że nie każdy ma na to czas. Jeśli coś nie wyszło, nie poddawaj się, tylko przeanalizuj to i spróbuj jeszcze raz.

Czy da się zdobywać klientów przez reklamy?

TAK! Jak najbardziej się da! Jednak tak samo jak klienci „na żywo” nie przyjdą sami do twojego biura, tak w reklamy musisz włożyć trochę pracy.

Jest mnóstwo miejsc, które pomogą ci opanować reklamy lepiej. Zarówno darmowe (jak mój blog czy np. tutoriale na YouTube), jak i płatne (polecam świetne kursy i książki Artura Jabłońskiego).


Moja najważniejsza rada?
Nie poddawaj się!


Przemysław Pająk
autor bloga Agent w Sieci
specjalista ds. reklam Facebooka w digitalk.pl
agent ubezpieczeniowy od 2011 r.

18,337FaniLubię
822ObserwującyObserwuj

Aktualne wydanie