Pochłonięci ustalaniem odpowiedzialności, analizą przepisów, zakresu ubezpieczenia, wyłączeń i określaniem wysokości rezerwy, jakże często nie dostrzegamy prawdziwej ludzkiej tragedii. Wszelako, ten smutny przypadek dotyka niezmiernie ważnego dla naszej praktyki zagadnienia, i to mimo że jego źródłem było „zwykłe” poślizgnięcie.
Był ponury, chłodny, grudniowy poranek i padał deszcz ze śniegiem. Anna, 22-letnia studentka IV roku medycyny, spieszyła się na zajęcia, które tamtego dnia zaczynały się o godzinie 8. W budynku Szpitala Klinicznego była dziesięć minut przed czasem. Przed pójściem na zajęcia musiała jeszcze zmienić obuwie, zostawić przemoczoną kurtkę, założyć biały kitel. Miała tylko zejść po schodach prowadzących do szatni. Niestety, do szatni dotrzeć nie zdołała.
Schodząc po schodach, straciła równowagę i upadła do tyłu na plecy, a następnie już leżąc, zjechała po schodach. Upadek miał tragiczne następstwa. Anna od razu straciła czucie w nogach. Przewieziono ją do specjalistycznego szpitala, gdzie wykonano badania diagnostyczne, które wykazały złamanie trzonu jednego z kręgów z uciskiem na rdzeń kręgowy oraz porażenie kończyn dolnych. Jeszcze w dniu wypadku przeprowadzono operację chirurgiczną. Jednak niemal od razu było wiadomo, że Anna nigdy już nie będzie chodzić. Cały następny rok wypełniły jej pobyty w szpitalach i sanatoriach, gdzie poddawana była intensywnej rehabilitacji. Udało jej się wreszcie powrócić na studia i ukończyć je, choć musiała zrezygnować z wymarzonej specjalizacji.
Roszczenie
Od tragicznego wypadku minęło przeszło 8 lat. Anna pracuje i odbywa staż w szpitalu w ramach specjalizacji. Porusza się na wózku inwalidzkim, korzysta także z przystosowanego samochodu. ZUS orzekł w stosunku do niej znaczny stopień niepełnosprawności. Biorąc pod uwagę poniesioną szkodę, zarówno materialną (koszty i wydatki związane z rehabilitacją, zakupem materiałów, odzieży, wynajęciem pomocy domowej), jak i niematerialną (ból, cierpienie, zmarnowane życie), 500 tys. zł, o których pokrycie wystąpiła Anna, nie sposób uznać za wygórowaną kwotę, zwłaszcza biorąc pod uwagę tragiczne następstwa wypadku.
Pierwsze roszczenie zostało skierowane do Zakładu Ubezpieczeń „X”, który był ubezpieczycielem OC Szpitala Klinicznego, gdzie feralnego grudniowego dnia doszło do wypadku. Ten jednak odmówił spełnienia żądania, wskazując na brak odpowiedzialności szpitala, który zlecił utrzymanie porządku, w tym czystości schodów, zewnętrznej firmie sprzątającej – Spółdzielni Inwalidów.
W związku z tym kolejne roszczenie skierowane zostało do Generali, ubezpieczyciela OC wskazanej Spółdzielni. Generali także odmówiło spełnienia świadczenia, uznając, że nie sposób wykazać odpowiedzialności (a konkretnie elementu winy) po stronie Spółdzielni.
W zaistniałej sytuacji sprawę musiał rozstrzygnąć sąd. Przyjrzyjmy się zatem istocie sporu w tej sprawie. Dotyczy on bowiem jednego z najczęściej występujących problemów praktycznych, z jakimi spotykamy się podczas likwidacji szkód z ubezpieczenia OC. Zanim jednak to zrobimy, omówienia wymaga aspekt metodologiczny.
Dwa obszary rozważań
W przypadku roszczenia skierowanego do polisy OC konieczne jest dokonanie analizy dwóch powiązanych ze sobą, a jednak niezależnych sfer.
Sfera 1 – Umowa ubezpieczenia
Chodzi o ustalenie, jak kształtuje się zakres ochrony ubezpieczeniowej, a mówiąc wprost, czy dana szkoda jest ubezpieczona.
Sfera 2 – Ustalenie odpowiedzialności
Drugim krokiem jest ustalenie istnienia bądź braku odpowiedzialności ubezpieczonego za powstałą szkodę. To, czy za daną szkodę nasz ubezpieczony ponosi odpowiedzialność, a zatem czy na podstawie obowiązujących przepisów prawa jest on prawnie zobowiązany do jej naprawienia, jest czymś zupełnie innym niż stwierdzenie, że szkoda ta jest objęta polisą.
Spójrzmy na nasz przypadek przez pryzmat polisy OC Spółdzielni Inwalidów. Szkoda, jakiej doznała Anna, będzie na gruncie umowy ubezpieczenia zawartej w Generali szkodą osobową (uszkodzenie ciała i rozstrój zdrowia), wynikającą z wykonywanej przez ubezpieczonego działalności (usługi sprzątania budynku).
Mamy tutaj do czynienia z jedną z najbardziej typowych szkód pokrywanych w ramach umowy ubezpieczenia OC. Nie ma wątpliwości, że taka szkoda osobowa jest objęta zakresem ubezpieczenia. Dokonaliśmy zatem ustaleń w Sferze 1. Czy oznacza to jednak, że Generali ma obowiązek automatycznie wypłacić odszkodowanie? Nie, gdyż obowiązek taki istnieje tylko wtedy, gdy ubezpieczony jest prawnie zobowiązany do naprawienia szkody. Ustalenie tego wymaga przeanalizowania zasad i przesłanek odpowiedzialności cywilnej.
Problematyczny przepis
Sednem sporu jest podniesiona przez Zakład Ubezpieczeń „X” okoliczność, że Szpital Kliniczny powierzył wykonywanie czynności utrzymania czystości na swoim terenie Spółdzielni Inwalidów.
A ponieważ ta ostatnia świadczy tego typu usługi profesjonalnie, zastosowanie znajdzie art. 429 Kodeksu cywilnego, który – zdaniem „X” – uwalnia Szpital Kliniczny od odpowiedzialności za szkodę, przypisując ją w całości Spółdzielni.
Dla dalszej analizy nie od rzeczy będzie przywołanie treści tego przepisu:
Kto powierza wykonanie czynności drugiemu, ten jest odpowiedzialny za szkodę wyrządzoną przez sprawcę przy wykonywaniu powierzonej mu czynności, chyba że nie ponosi winy w wyborze albo że wykonanie czynności powierzył osobie, przedsiębiorstwu lub zakładowi, które w zakresie swojej działalności zawodowej trudnią się wykonywaniem takich czynności.
Zwyczaj powierzania pewnych czynności wyspecjalizowanym podmiotom jest zakorzeniony w tzw. obrocie gospodarczym. To dlatego art. 429 k.c. znajduje częste zastosowanie. W praktyce funkcjonuje jednak zupełnie opaczne, mylne rozumienie tego przepisu, takie mianowicie, że na jego podstawie poprzez sam fakt powierzenia czynności powierzający zwalnia się z odpowiedzialności, przerzucając ją na wykonawcę. Oczywiście, musi wykazać spełnienie wskazanych wyżej dwóch przesłanek, ale nie jest to przesadnie trudne. Po pierwsze, obie przesłanki w praktyce bywają często utożsamiane – uważa się, że wybranie nieprofesjonalisty jest właśnie winą w wyborze. Poza tym w realiach gospodarczych powierzenie czynności profesjonaliście jest w zasadzie normą.
Przy takim podejściu do art. 429 k.c. zatraca się inną ważną kwestię, o której wspominałem wyżej – kto tak naprawdę swoim zawinionym działaniem lub zaniechaniem szkodę wyrządził. Wróćmy zatem do szkody Anny i ustaleń, jakie w tej sprawie poczynił sąd.
Co ustalił sąd
Świadkowie zgodnie zeznali, że owego feralnego dnia schody prowadzące do szatni utrzymane były w należytej czystości. Schody były czyszczone dwa razy dziennie (o godz. 7 i 14) oraz w miarę potrzeby, o czym decydowała osoba koordynująca pracę sprzątaczek. Zgodnie z ustaleniami sądu praca Spółdzielni Inwalidów zorganizowana była prawidłowo, dbanie o porządek odbywało się według sprecyzowanych procedur, które były stosowane i poddane kontroli. W konsekwencji, ze strony szpitala nie były zgłaszane jakiekolwiek zastrzeżenia.
Jeżeli nie kwestia utrzymania czystości, to co zatem doprowadziło do wypadku? Sąd z pomocą biegłego szczegółowo przyjrzał się samym schodom. Zdaniem biegłego schody nie spełniały wymogów stawianych budynkom użyteczności publicznej i były po prostu niebezpieczne.
Biorąc pod uwagę powyższe ustalenia, sąd nie miał wątpliwości, że w całej sprawie nie sposób przypisać winę Spółdzielni Inwalidów. W uzasadnieniu orzeczenia napisano wprost: „trudno bowiem wskazać, jakie inne jeszcze czynności miałaby podjąć Spółdzielnia w celu dopełnienia obowiązku utrzymania schodów w należytym stanie w okresie zimowym”.
Sąd uznał w tej sytuacji wyłączną winę szpitala. Polegała ona na dopuszczeniu do użytku schodów, które przez swą konstrukcję i brak minimalnych zabezpieczeń stwarzały realne zagrożenie dla zdrowia osób zmuszonych do korzystania z nich. Uznał przy tym za właściwe odszkodowanie w kwocie 500 tys. zł, które zasądził od Zakładu Ubezpieczeń „X” i przyznał odsetki od dnia wystąpienia z roszczeniem.
Wnioski
Jak zatem widzimy, art. 429 k.c. nie może być stosowany i rozumiany instrumentalnie. Samo powierzenie czynności innemu podmiotowi nie powoduje automatycznie możliwości uwolnienia się przez powierzającego od odpowiedzialności za jego winę własną. Zatem rozpatrując tego typu sprawy, należy ustalić, zarówno czy zachodzą przesłanki odpowiedzialności wykonawcy, jak i czy sam powierzający swoim działaniem nie spowodował szkody. W omawianym przypadku art. 429 k.c. w ogóle nie miał zastosowania.
Tragiczny przypadek Anny pokazuje, jak niedocenionym ryzykiem jest „zwykłe” posiadanie nieruchomości. Ocena stanu technicznego nieruchomości ubezpieczonego, zwłaszcza gdy jest ona udostępniana szerszemu kręgowi osób trzecich (np. studentom, widzom, klientom), może być kluczowym elementem oceny ryzyka. Przydatna w takich przypadkach może okazać się opinia inżyniera lustrującego daną nieruchomość.
Na zakończenie warto zwrócić uwagę na czas „trwania” szkody osobowej i to tak „trywialnej” jak wynikająca z poślizgnięcia się i przewrócenia. W omawianym przypadku od momentu zdarzenia szkodowego do ostatecznego sądowego rozstrzygnięcia upłynęło przeszło 7 lat. Choć tragiczne konsekwencje zdarzenia znane były w zasadzie od razu, samo roszczenie zostało zgłoszone dopiero po upływie dwóch lat. Taka jest jednak rzeczywistość. W przypadku uszczerbków na osobie poszkodowany najpierw myśli o powrocie do zdrowia i – na ile to możliwe – do normalnego życia, później dopiero o poszukiwaniu sprawiedliwości i dochodzeniu roszczeń. Tak działają ubezpieczenia OC. Szkody z polis zawieranych dziś będziemy widzieć za kilka lat. Warto zdawać sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka w związku z tym na nas spoczywa. A z drugiej strony z zaufania, jakim zakład ubezpieczeń obdarza swoich underwriterów.
Marcin Gajkowski
dyrektor Działu Ubezpieczeń Odpowiedzialności Cywilnej Generali
Niniejszy artykuł został oparty na autentycznym przypadku z naszej praktyki szkodowej. Z uwagi na ochronę danych osobowych zmieniłem imię poszkodowanej jak i nazwy podmiotów zaangażowanych w sprawę.