Czy koniec „fikcji ubezpieczeń zdrowotnych” jest już bliski?

0
1211

Dzieje się na rynku zdrowotnym w Polsce. Chyba jednak te zmiany i ruch idą coraz bardziej w kierunku ubezpieczeń zdrowotnych, a nie rozbudowywania produktów abonamentowych. Sieci medyczne w rzeczy samej są stworzone do tego, żeby zapewniać dobrą opiekę medyczną dla osób ubezpieczonych w firmach ubezpieczeniowych w ramach ubezpieczeń zdrowotnych. Tak to jest w całym cywilizowanym świecie.

W każdym innym przypadku powstaje namiastka, która raz lepiej, raz gorzej umożliwia nam korzystanie z prywatnej opieki medycznej za mniej lub bardziej rozsądną cenę. Problem zaczyna się w momencie, gdy brutalne prawa ekonomii zaczynają zwyciężać z chęcią zapewnienia opieki medycznej osobom potrzebującym, czyli po prostu chorym.

Już jakiś czas temu na łamach „Gazety Ubezpieczeniowej” pisałem, że ubezpieczenia zdrowotne w Polsce są fikcją. Są wyrobem „ubezpieczeniowopodobnym” w swojej opiece ambulatoryjnej, której celem nie jest w najmniejszym stopniu zapewnienie klientowi powrotu do zdrowia, ale bardziej zapewnienie mu doraźnej pomocy, w krótszym lub dłuższym terminie, w zależności od tego, jak „dobrze” udało się wynegocjować warunki umowy.

Na ten temat można przeczytać wiele krytycznych uwag na portalach społecznościowych czy biznesowych. Uwagi dotyczą terminowości, zapewnienia kontynuacji leczenia u tego samego lekarza czy wręcz czasu, jaki lekarz jest w stanie poświęcić na to, aby nas wysłuchać i spróbować postawić jakąkolwiek diagnozę. Jak widać w różnych komentarzach, czasu tego nie mamy za dużo. Umawianie wizyt co 5–10 minut zaczyna być standardem.

Czyli rynek dążył prostą drogą do stworzenia NFZ BIS, co wcale nie było i nadal nie jest dobrą wiadomością dla osób potrzebujących pomocy. Pozytywne jest jednak, że zaczynają być widoczne pierwsze oznaki oczekiwanych zmian. Pewnie jeszcze nieśmiałe, ale wyglądające całkiem ciekawie.

Opieka ambulatoryjna

Ubezpieczyciele coraz odważniej zaczynają otwierać swoje produkty. Coraz częściej dostajemy oferty z przynajmniej częściowo otwartą diagnostyką. Już nie szczegółowe wyliczenie, jakie to części swojego obolałego ciała możemy zbadać za pomocą rezonansu magnetycznego, tylko po prostu stwierdzenie, że uzyskujemy dostęp do każdego badania rezonansem magnetycznym, które jest potrzebne. To samo dotyczy tomografii komputerowej, USG czy RTG.

Już dawno postulowałem, żeby wprowadzić otwartą diagnostykę, bo to jest właśnie taki bardzo ubezpieczeniowy element opieki medycznej. Jeżeli jest potrzebny rezonans, to po prostu jest potrzebny, żeby postawić prawidłową diagnozę. To jest to ryzyko ubezpieczeniowe, którego jak wiemy ponoszenie spoczywa na ubezpieczycielach, a nie firmach abonamentowych.

Coraz częściej widać, jak niektóre firmy abonamentowe posiadające swoich ubezpieczycieli zaczynają przestawiać zwrotnicę na ubezpieczenia. Wcześniej słyszeliśmy często, że w abonamencie to będzie łatwiej i taniej niż w formie ubezpieczenia. Dzisiaj się to zmienia i niewątpliwie jednym z ważnych elementów, na które ubezpieczyciele muszą zwrócić uwagę, jest zapewnienie ciągłości leczenia u tego samego lekarza. Jest to ogromny problem na dzisiaj, a pocieszeniem czy rozwiązaniem nie jest oczywiście to, że lekarze mają dostęp do dokumentacji medycznej. Ten problem trzeba rozwiązać w pierwszej kolejności.

Ubezpieczenia komplementarne

Kolejny produkt ubezpieczeniowy, który coraz odważniej puka do naszych drzwi, jest niewątpliwie odpowiedzią na ogromne zapotrzebowanie rynku w momencie, gdy już wiem, że jestem chory, na co jestem chory i pozostaje najważniejsza rzecz, czyli powrót do zdrowia. Wydaje się, że ubezpieczenia komplementarne są sensowną odpowiedzią. Zawsze pozostaje pytanie, czy obejmują to wszystko, co jest najważniejsze i najczęściej spotykane w życiu. Pewnie nie do końca, ale na pewno warto od czegoś zacząć. Ceny wyglądają w miarę sensownie.

To, czego mi najbardziej brakuje w tym pomyśle, to sam pomysł, jak go sprzedać. Rozmawiałem z kilkoma osobami z rynku na ten temat i wiele z nich ma podobną opinię. Nie wystarczy zrobić ciekawy i potrzebny produkt, bo on sam się nie sprzeda. Mam takie odczucie, że wszyscy wiedzą, że ubezpieczenie komplementarne jest (pojawia się w wielu reklamach, artykułach), ale nie wiedzą do końca, co dalej, a więc jak je sprzedać? Samozadowolenie z tego naprawdę dobrego produktu nie jest niestety remedium na jego sprzedaż.

Jestem pewny, że warto się tym zająć, bo to jest rzeczywiście ciekawe rozwiązanie i dotyka tych elementów, których jako klienci się obawiamy: czyli co potem, gdy już się dowiemy, że „mamy to dziadostwo w sobie”.

Ubezpieczenia szpitalne

Pojawił się wreszcie na rynku prawdziwy produkt szpitalny w ramach ubezpieczenia zdrowotnego, czyli taka kwintesencja ubezpieczeń zdrowotnych. Co ważne – wygląda naprawdę bardzo ciekawie. Oparty na all risk, czyli obejmujący wszystko, co się może wydarzyć, oprócz tych ryzyk, które zostały wprost wyłączone w o.w.u. Sama lista wyłączeń wcale nie jest długa. Jest to niewątpliwie bardzo dobra informacja dla rynku.

Miałem przyjemność uczestniczyć w spotkaniu w Sopocie, na którym odbywała się oficjalna premiera produktu. Naprawdę wygląda to imponująco. Widać, że jest to wszystko przemyślane, poukładane i według mnie jest naprawdę duża szansa na zawojowanie rynku. Każdy z nas ma mniejsze lub większe doświadczenia z pobytem w szpitalu, swoim lub swoich bliskich, ale też z samym szukaniem i załatwianiem, kto kogo zna, kto może coś popchnąć, zrealizować itp.

Niewątpliwie ważne jest to, że Lux Med podjął decyzję, że przestaje czekać na jakiekolwiek rozwiązania prawne, ulgi podatkowe, koszyki świadczeń gwarantowanych, bo one w jakimkolwiek przewidywalnym terminie nie nastąpią. Wiemy, że jest to decyzja polityczna i jako taka będzie odsuwana w nieskończoność, bo, żeby ją podjąć, trzeba mieć odwagę, a jak wiemy, w polityce jest to towar deficytowy. Ludzie chorują, umierają bez względu na to, czy mamy odważnych polityków, czy nie.

Tak jak napisałem we wstępie, produkt mi się podoba i uważam, że dosyć szybko w kwestii benefitów pracowniczych stanie się „must have” – pokona wszystkie karty sportowe, owocowe dni tygodnia, benefitowe zupy i inne równie ciekawe pomysły mające zadbać o nasz dobrostan odmieniany przez wszystkie możliwe przypadki.

Według mnie hitem jest – i myślę, że dla wielu także będzie – „pomoc doraźna”, czyli taki SOR, gdzie jest szansa na w miarę szybkie udzielenie pomocy bez wielogodzinnego wysiadywania i oglądania na własne oczy ludzkich dramatów. Wiem, że to ma swoje znaczenie psychologiczne i możemy się pocieszać, że inni mają gorzej, bo mają złamanie otwarte, a my nie. U nas jest tylko przemieszczenie. Albo inni czekają już z tym otwartym złamaniem 12 godzin, a my tylko 8.

Jest oczywiście kilka „słabszych” punktów tego produktu. Chyba największym na ten moment jest stosunkowo niewielki zasięg terytorialny, bo tak naprawdę mówimy o Warszawie i Trójmieście, czyli miejscach, w których Lux Med dysponuje swoimi szpitalami. Z pewnością patrząc pod względem biznesowym, jest to trochę za mało, żeby w krótkim czasie zamknęło się biznesowo, ale jak zapewnia szefostwo firmy, będzie się to intensywnie również pod tym względem rozwijać. Trwają rozmowy związane z akwizycją kolejnych szpitali, współpracy z innymi placówkami.

Nie czarujmy się – by cały projekt mógł zaistnieć, potrzeba na to trochę gotówki i najlepiej by było, gdyby była to gotówka pochodząca ze składki ubezpieczeniowej. Czyli tak prosto licząc, wypadałoby do końca roku uzyskać z milion ubezpieczonych. Wówczas rzeczywiście pojawi się szansa na utrzymanie atrakcyjnej ceny i dalszego intensywnego rozwoju.

Jeżeli chodzi o cenę, to średnia składka na poziomie ok. 160 zł miesięcznie za osobę nie jest dramatycznie wysoka. Często o wiele więcej wydajemy na pakiety medyczne, a tutaj jednak mówimy o czymś znacznie bardziej skomplikowanym i wydaje się, że jednak droższym.

Potencjalnych klientów, tych korporacyjnych, działa dosyć dużo na naszym rynku i są w stanie takie ubezpieczenie swoim pracownikom zafundować. Na pewno też wielu klientów indywidualnych może pozwolić sobie na taki wydatek, czy nawet trochę wyższy w przypadku polis indywidualnych. Z pewnością wiele zależy od „sztuki sprzedaży”, bo jak pisałem wcześniej, sam superprodukt nie wystarczy.

Osobiście bardzo się cieszę, że rynek prawdziwych ubezpieczeń zdrowotnych zaczyna się rozwijać właśnie w takim sensownym ubezpieczeniowym kierunku. Dlatego mam nadzieję, że wreszcie będę mógł jeszcze za swojego życia ogłosić, że „fikcję ubezpieczeń zdrowotnych” uważam za skończoną.

Daniel Zdziński
prezes zarządu Certo Broker