Długi marsz

0
570

Kiedy w 1934 r. wojska komunistów zdołały przebić się przez pierścień wrogiej armii Czang Kaj-szeka i rozpoczęły marsz w kierunku północnych Chin, nikt może nie zdawał sobie sprawy, że czeka je Długi Marsz i że tak w historii się to wydarzenie zapisze.

Choć wszelkie paralele z obecną, kluczową w epidemii Covid-19 rolą Chin są zupełnie przypadkowe, to i nas, i cały świat czeka długi marsz do normalności. O ile ona kiedyś (i tak jak ją wcześniej rozumieliśmy) nastąpi.

À propos roli Państwa Środka, w którym licznik epidemii w intrygujący sposób zatrzymał się na 82 tys. z hakiem zakażonych, to może ona być jeszcze różna. Jedni wieszczą wielki marsz Chin przez światową gospodarkę, masowe wykupywanie staniałych walorów spółek (czemu już starają się przeciwdziałać rządy, choćby czujnych zawsze Niemiec). A także rychłe zastąpienie w roli lidera Stanów Zjednoczonych.

Jednak informacje o zgonie Ameryki są zdecydowanie przesadzone. Kto nie wierzy, niech uda się do najbliższego kantoru wymiany walut i zobaczy, które waluty są tam wyświetlane. Nierozumiejących też nieprawdopodobnej zdolności amerykańskiej gospodarki do mobilizacji odsyłamy do podręczników historii.

Inni z kolei wieszczą, że świat nie zapomni, że epidemia, która się wylała, powodując już 100 tys. zgonów, to wina nieudolności à la Czarnobyl. Wiele deklaracji przywódców Zachodu wskazuje też, że świat szykuje się do reorganizacji łańcuchów dostaw, przeniesienia produkcji strategicznych na własne, a w każdym razie pobliskie terytoria. I to nie jest dobra wiadomość dla Chin czy Indii.

Tu niektórzy wietrzą nawet biznes dla Polski – i oby tak było. Okazuje się bowiem, że to, co najtańsze, wcale nie oznacza, że najlepsze, a na pewno wcale nie najmniej ryzykowne. Tak jest z lekami, a nawet rękawiczkami z plastiku, które – o zgrozo – pochodzą w zasadzie tylko z Wuhan. Przy całej sympatii dla dzielnych wuhańczyków może to budzić u kupującego pewne wątpliwości.

Na razie jednak potencjalne szanse rozwojowe to tylko pobożne życzenia, bo cały biznes znajduje się w głębokim lockdownie, ulice miast są wyludnione, handel umarł i wszyscy zastanawiają się, co dalej. Czy jest jakiś plan, choćby plan na plan?

Zauważmy, że coraz głośniej mówi się o gospodarce i biznesie, bo do wszystkich zaczyna docierać brutalna prawda, że życie i zdrowie są najważniejsze, ale jeść też coś trzeba.
Tu rykoszetem i z pewnym chichotem wraca koncepcja, którą jeszcze w marcu forsował rząd Borisa Johnsona, a którą tenże porzucił w pośpiechu, gdy sam zachorował. Co zresztą po raz kolejny unaocznia nam znaczenie przywództwa, bo są kraje, takie jak Niemcy czy Szwecja, które nie idą drogą totalnego zamknięcia i jakoś jednak sobie radzą. Niestety Boris nie jest drugim Churchillem, choć jak wiadomo to jego idol, ani Angelą Merkel i nawet jeżeli w jego propozycji był sens i podstawa naukowa, to nikt wtedy Borisowi nie zawierzył, po tym wszystkim, co działo się w związku z checą brexitu.

Nic dziwnego, że internety pełne są obrazków życia z Niemiec czy Szwecji, szczególnie że rodzimemu przedsiębiorcy oszczędności (o ile były) właśnie się kończą i zastanawia się, czy w ogóle będzie po co wychodzić na ulice kiedykolwiek. Dlatego potrzebny jest plan, choćby na plan.

Nie pamiętamy, czy przywódca Mao zapowiedział swoim armiom, że czeka je długi marsz do zwycięstwa, ale chyba czas, żeby ktoś naszemu biznesowi zaproponował wyruszenie.
Tarcza tarczą, bez względu na wiarę w jej magiczne moce. Jak wiadomo, tarcze służą do obrony, a tak biznesu za długo robić się nie da. Trzeba wyjść i walczyć, szczególnie że inni już mogą się do tego szykować.

Tu warto sobie przypomnieć celne sformułowanie kalifornijskiego menedżera Tomasa Pueyy, którego głośne teksty spopularyzowały ideę „spłaszczania epidemii”. Napisał on malowniczo o „młocie i tańcu”, gdzie młotem było „spłaszczanie”, jednak potem (czy to już może teraz?) należałoby zacząć prowadzić „taniec” z epidemią. Chodzi o luzowanie-zacieśnianie zakazów, kiedy jest to możliwe i konieczne, bo inaczej nie będzie po co wychodzić.

Tak czy inaczej czeka nas długi marsz do normalności, ale jak z każdą marszrutą, należy ją zaplanować i określić, jak będziemy to epokowe przedsięwzięcie realizować.

Czas już najwyższy na to.   

dr Jerzy Podlewski