Zastosowanie się do nieprawidłowej porady zdrowotnej, dotyczącej stosowania rośliny zamieszczonej w artykule wydrukowanym w gazecie, której zastosowanie doprowadziło do powstania uszczerbku na zdrowiu czytelnika, nie stanowi produktu wadliwego w rozumieniu prawa UE. Artykuł taki nie może zatem prowadzić do powstania niezależnej od winy odpowiedzialności wydawcy lub drukarza owej gazety na podstawie dyrektywy w sprawie odpowiedzialności za produkty wadliwe – uznał Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Sprawa rozpatrywana przez TSUE dotyczyła artykułu opublikowanego w austriackiej gazecie, opisującego korzyści płynące ze stosowania okładów z tartego chrzanu. Tekst był podpisany przez osobę będącą członkiem zakonu, która jako ekspert w dziedzinie ziół leczniczych udziela bezpłatnie porad w rubryce publikowanej codziennie przez tytuł. Wskazany w artykule okres od dwóch do pięciu godzin, podczas którego substancja miała być stosowana, był jednak nieprawidłowy, ponieważ zamiast słowa „minut” użyto słowa „godzin”. Powódka, będąca obywatelką austriacką, opierając się na wskazanym w tekście czasie leczenia, nałożyła okład z tej substancji na staw skokowy swej stopy na około trzy godziny i zdjęła go dopiero wtedy, gdy zaczęła odczuwać silny ból, którego źródłem była toksyczna reakcja skórna. Uznawszy, że wyrządzono jej krzywdę, wystąpiła przeciwko wydawnictwu z żądaniem zadośćuczynienia za uszkodzenie ciała.
Żądanie zostało oddalone w obu instancjach. Sprawa trafiła do austriackiego Oberster Gerichtshof (sądu najwyższego). Ten wystąpił do TSUE z pytaniem prejudycjalnym. W odpowiedzi Trybunał stwierdził, że „produktu wadliwego” w rozumieniu dyrektywy w sprawie odpowiedzialności za produkty wadliwe nie stanowi wydrukowany egzemplarz gazety, na łamach której poruszono tematykę paramedyczną i udzielono nieprawidłowej porady zdrowotnej dotyczącej stosowania rośliny, zastosowanie się do której to porady przez czytelnika gazety doprowadziło do powstania uszczerbku na jego zdrowiu.
TSUE podkreślił, że w rozumieniu dyrektywy produkt jest wadliwy, jeżeli nie zapewnia bezpieczeństwa, jakiego można w uzasadniony sposób oczekiwać. Jego wadliwość określa się na podstawie określonych elementów nieodłącznie z nim związanych, odnoszących się w szczególności do jego wyglądu, sposobu użycia oraz czasu, w którym został on wprowadzony do obrotu.
Trybunał zaznaczył, że w omawianej sprawie nieprawidłowa porada nie wykazuje związku z wydrukowaną gazetą, która stanowi jej nośnik. W szczególności usługa ta nie dotyczy ani wyglądu, ani sposobu użycia tytułu, wobec czego nie należy zatem do elementów nieodłącznie związanych z wydrukowaną gazetą, które same w sobie pozwalają ocenić, czy produkt ten jest wadliwy.
Podkreślając, że odpowiedzialność usługodawców oraz producentów wyrobów gotowych stanowią dwa odrębne systemy odpowiedzialności, gdyż działalności tych pierwszych nie zrównuje się z działalnością producentów, importerów i dostawców, TSUE przypomniał, że ze względu na specyfikę usług system odpowiedzialności usługodawcy powinien być przedmiotem odrębnej regulacji. W ocenie Trybunału nieprawidłowa porada zdrowotna, która została opublikowana w gazecie i która dotyczy sposobu użycia innej rzeczy, nie jest zatem objęta zakresem stosowania dyrektywy w sprawie odpowiedzialności za produkty wadliwe i nie może czynić tej gazety wadliwą ani prowadzić do powstania, na podstawie tej dyrektywy, niezależnej od winy odpowiedzialności „producenta”, bez względu na to, czy chodzi tu o wydawcę owej gazety, jej drukarza, czy też autora artykułu. W tym względzie Trybunał wyjaśnił, że chociaż w omawianej sprawie nie powstaje przewidziana w dyrektywie niezależna od winy odpowiedzialność za produkty wadliwe, to zastosowanie mogą znaleźć inne systemy odpowiedzialności umownej lub pozaumownej oparte na różnych podstawach, takich jak rękojmia za wady ukryte lub wina.
Wyrok TSUE z 10 czerwca w sprawie C-65/20 KRONE – Verlag
9 czerwca ruszyła aplikacja app2U. Narzędzie zapewnia mobilny dostęp do jedenastu rodzajów ubezpieczeń na żądanie, chroniących podczas podróży i wypoczynku, w tym także do ubezpieczenia roweru czy psa i kota. Jest to pierwsze tego typu rozwiązanie na polskim rynku.
– Współcześni klienci coraz częściej oczekują, że proces zakupu ubezpieczenia będzie wyglądał tak samo nieinwazyjnie jak w e-commerce. Jednocześnie chcą, by produkt był maksymalnie dostosowany do często zmieniających się indywidualnych potrzeb. Daleko posunięta personalizacja oferty jest jednym z głównych trendów w branży ubezpieczeniowej. Obserwujemy to i odpowiednio na to reagujemy. Dzięki app2U będziemy mogli punktowo i szybko zaspokoić konkretne potrzeby konsumenckie – turystów, narciarzy, rowerzystów czy miłośników festiwali muzycznych. Nasz nowy produkt jest skrojony pod świadomych i aktywnych klientów chcących się ubezpieczyć tu i teraz – mówi Marat Nevretdinov, prezes Europa Ubezpieczenia.
Zakup polisy za pośrednictwem app2U jest możliwy nawet w ciągu kilkunastu sekund, a ochrona ubezpieczeniowa rozpoczyna się tuż po opłaceniu składki. Tę z kolei można uregulować metodą wybraną przez użytkownika: za pomocą karty płatniczej, BLIK-a lub payU. W app2U klienci sami decydują o zakresie i okresie ochrony. W najkrótszym czasowo wariancie ubezpieczenie można kupić już na 4 godziny, czyli na czas potrzebny np. na wycieczkę rowerową za miasto.
W app2U zarówno zgłoszenie szkody, jak i obsługa posprzedażowa – łącznie z przesłaniem zdjęcia ubezpieczonego przedmiotu czy zwierzęcia – odbywa się bezpośrednio przez aplikację. Możliwość zapisywania historii zakupów i biblioteka ubezpieczanych osób i przedmiotów ułatwia ponowny zakup ochrony bez konieczności powtórnego wpisywania danych.
– Technologia jest dzisiaj jednym z kluczowych elementów budowania przewagi konkurencyjnej na rynku ubezpieczeń. Cyfryzacja obszarów sprzedaży i obsługi klienta przyspieszyła jeszcze bardziej w trakcie pandemii. Przygotowany przez nas niedawno raport Foresight Ubezpieczenia 2030 pokazał, że przyszłość to rozwiązania zdalne, w tym mobilne. Dlatego postawiliśmy na produkt w postaci aplikacji mobilnej, intuicyjny proces zakupu, minimum formalności, elastyczność składki oraz dobrowolność w wyborze metody płatności – mówi DominikMarzec, szef e-commerce Europy Ubezpieczenia.
App2U pozwala ubezpieczyć cztery różne obszary. Pierwszy – najbardziej rozbudowany – to Sport i Podróże, który oferuje ochronę podczas podróży zagranicznej i wypoczynku w Polsce. Chroni także w przypadku zachorowania na Covid-19 oraz przymusowej kwarantanny i izolacji związanej z tą chorobą w trakcie pobytu za granicą. Twórcy app2U przygotowali również ofertę dla rowerzystów. Jej zakres obejmuje następstwa nieszczęśliwych wypadków, OC, uszkodzenia roweru, kradzież czy rowerowe assistance.
Drugi obszar to Bilety i Wydarzenia, który zapewnia mobilny dostęp do ubezpieczenia kosztów rezygnacji z podróży lub wydarzenia kulturalnego. Umożliwia także ubezpieczenie się w prosty sposób na wypadek opóźnienia lub odwołania pociągu lub samolotu.
Trzeci obszar to Sprzęt Mobilny i RTV. Zakres ubezpieczenia obejmuje przypadkowe uszkodzenia i kradzieże laptopów, aparatów fotograficznych, zegarków sportowych, telewizorów czy konsoli do gier.
Ostatni obszar zapewnia ochronę od następstw nieszczęśliwych wypadków psów i kotów, wydatki będące ich konsekwencją oraz OC za wyrządzone szkody.
App2U jest dostępna na telefony z systemem iOS i Android. Można ją pobrać ze sklepów App Store i Google Play.
Duński sąd ogłosił upadłość Gefiona. Oznacza to, że roszczenia polskich kierowców, który mieli OC posiadaczy pojazdów mechanicznych w tym towarzystwie, będzie realizował polski Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny. Ci, którzy zdecydowali się kupić w tym towarzystwie polisę dobrowolną, np. ubezpieczenie NNW, będą musieli kierować swoje roszczenia do duńskiego syndyka masy upadłościowej.
Gefion to duński ubezpieczyciel, który działał w Polsce na zasadzie swobody świadczenia usług. Oferował w Polsce głównie ubezpieczenia OC komunikacyjnego. W przeszłości Rzecznik Finansowy sygnalizował publicznie i w korespondencji do Komisji Nadzoru Finansowego rosnącą skalę problemów zgłaszanych przez klientów tej firmy i osób przez nie poszkodowanych. Kłopoty finansowe spółki spowodowały wydanie w marcu 2020 r. zakazu zawierania nowych umów przez duński nadzór. Wówczas Rzecznik przypominał posiadaczom polis OC komunikacyjnego w Gefionie, że muszą koniecznie pamiętać o zawarciu nowej umowy w innym towarzystwie po upływie terminu obowiązywania tej zawartej z duńskim ubezpieczycielem.
UFG już poinformował, że poszkodowani przez sprawców ubezpieczonych w Gefion w zakresie obowiązkowego OC ppm. w celu uzyskania odszkodowania powinni zgłosić do niego szkodę za pośrednictwem dowolnie wybranego zakładu ubezpieczeń wykonującego działalność ubezpieczeniową w Polsce w zakresie wspomnianego produktu. Dane kontaktowe do tych zakładów można znaleźć na stronie internetowej UFG w sekcji „Członkowie Funduszu”. Dodatkowe informacje znajdują się odpowiednio w sekcjach „Jestem poszkodowany” oraz „FAQ – Likwidacja szkód w UFG”.
Z kolei roszczenia wynikające z umów ubezpieczenia nieobjętych gwarancjami Funduszu, zawartych w Polsce przez Gefion Insurance A/S należy obecnie zgłaszać do syndyków masy upadłościowej Gefion Finans A/S under frivillig likvidation. Są to Søren Aamann Jensen (adres: Tuborg Boulevard 1, 2900 Hellerup) i Boris Frederiksen (adres: Kalvebod Brygge 32, 2900 Hellerup). Zgodnie z dekretem upadłościowym duńskiego Sądu Morskiego i Gospodarczego opublikowanym w Statstidende (duński publikator urzędowy), roszczenia wobec Gefiona powinny być zgłaszane do syndyków w ciągu 4 tygodni od ogłoszenia upadłości i powinny zawierać kompletną dokumentację wykazującą zasadność roszczenia.
W przypadku osób posiadających jeszcze aktywne umowy ubezpieczenia OC ppm. ogłoszenie upadłości ma istotny wpływ na termin rozwiązania tych umów. Ulegną one rozwiązaniu z upływem 3 miesięcy od dnia ogłoszenia upadłości zakładu ubezpieczeń. Posiadacze pojazdów mechanicznych będą zmuszeni zawrzeć nowe umowy ubezpieczenia.
Osoby zgłaszające roszczenia bezpośrednio do Gefion muszą przygotować się na odsuniętą w czasie, także częściową realizację roszczeń z masy upadłości.
Pandemia Covid-19 skłoniła przedsiębiorców do zainteresowania się innymi rodzajami ubezpieczeń niż najpopularniejsze w ich przypadku polisy od ognia i innych zdarzeń losowych. Szczególną uwagę wzbudzały ubezpieczenia pozwalające zabezpieczyć się od zdarzeń, które stanowiły efekt uboczny ograniczeń pandemicznych – zauważa „Puls Biznesu”.
Według Łukasza Górnego, dyrektora departamentu rozwoju EIB, do standardowego zestawu polis o charakterze ogólnym firmy zaczęły sięgać przede wszystkim po ubezpieczenia D&O, skarbowe oraz cybernetyczne. Zdaniem Karola Jóźwiaka, brokera ubezpieczeniowego PWS Konstanta, zainteresowanie pierwszymi dwoma typami polis było konsekwencją rządowych programów pomocowych oraz zwiększonym ryzykiem popełnienia błędu przez zarządzających w pandemicznej rzeczywistości.
Z kolei zainteresowanie cyberpolisami było widoczne jeszcze przed pandemią, ale ta napędziła jeszcze ich sprzedaż. Małgorzata Splett, dyrektor działu ubezpieczeń finansowych i profesjonalnych oraz fuzji i przejęć Marsh Polska, wskazuje, że motorem napędowym tego trendu były częste ataki ransomware, które w ok. 80% dotykały firm pracujących zdalnie. Ekspertka jest zdania, że popularność D&O i ubezpieczeń cyber będzie utrzymywać się na wysokim poziomie przez dłuższy czas, ale skutkiem ubocznym tego zjawiska będzie wzrost szkodowości, który przełoży się na wzrost stawek.
Zwiększone zainteresowanie zakupem ubezpieczeń skarbowych było natomiast skutkiem uruchomienia tarcz antykryzysowych, wprowadzeniem nowych matryc i zasad sprawozdawczości VAT. Maciej Kalbus, zastępca dyrektora departamentu ryzyk kredytowych i politycznych Marsh, mówi, że spowodowany lockdownami wzrost kosztów działalności oraz zakłóceń w łańcuchach dostaw sprawił, iż przedsiębiorcy praktycznie ze wszystkich branż deklarują większe zapotrzebowanie na ochronę należności. Według Łukasza Górnego przedsiębiorcy zaczęli też poświęcać więcej uwagi ochronie życia i zdrowia.
Marcin Zimowski, dyrektor biura Marsh w Poznaniu, uzupełnia, że wskutek pandemii wzrosła świadomość dotycząca prewencji, czyli minimalizacji prawdopodobieństwa wystąpienia szkody oraz jej zakresu poprzez wprowadzanie odpowiednich rozwiązań organizacyjnych i technicznych. Równie istotne okazało się posiadanie realistycznych planów odnośnie do zachowania ciągłości działania oraz budowanie ogólnej odporności organizacji.
Rozmowa z Marcinem Janickim, prezesem zarządu Crawford Polska
Aleksandra E. Wysocka: – 80 lat na rynku to imponujące. Jakie były początki firmy?
Marcin Janicki: –To bardzo ciekawa historia i na pozór niezwiązana z ubezpieczeniami. Założycielem i pomysłodawcą tego, co robi firma, był Jim Crawford, który w 1940 r. został Claims Managerem w jednym z amerykańskich zakładów ubezpieczeń. W tym czasie z ciekawością obserwował ciężarówki rozwożące do mleczarni pochodzące od różnych hodowców mleko i zauważył, że gdyby to samo mleko dostarczane było do mleczarni przez jedną firmę transportową (działającą na zlecenie większej liczby hodowców), transport okazałby się bardziej efektywny i co za tym idzie – tańszy. Jako pracownik zakładu ubezpieczeń postanowił zaimplementować swoje spostrzeżenia w likwidacji szkód i tak 27 maja 1941 r. powstała firma Crawford & Company, która pomysły Jima wykorzystuje i udoskonala do tej pory.
Można powiedzieć, że Crawford wymyślił usługę zewnętrznej likwidacji szkód. Na początku to było tylko jedno biuro w Columbus w stanie Georgia, ale w 1967 r. Crawford posiadał już biura w Kanadzie, Puerto Rico, Anglii i właściwie w całych Stanach Zjednoczonych. Dziś możemy się pochwalić siecią biur pracujących właściwie na całym świecie i zatrudnianiem na poziomie prawie 9000 specjalistów. Crawford dzisiaj to firma ekspercka zajmująca się likwidacją wszystkich rodzajów szkód.
A w Polsce od jak dawna działacie? Jak się zmienialiście, jakie były przełomowe momenty?
– Na początku nasi eksperci pracowali bezpośrednio dla reasekuratorów mających swoje interesy ubezpieczeniowe w Polsce, jednak głównie z poziomu Londynu. Tak działo się do 1998 r., kiedy to Crawford zdecydował o otwarciu swojego biura w Warszawie. To niewielkie biuro dalej obsługiwało głównie międzynarodowych partnerów Crawford & Company, będąc jednocześnie koordynatorem prac realizowanych w całym regionie Europy Środkowej i Wschodniej.
Zmiany strategii grupy doprowadziły do tego, że pod koniec 2004 r. Crawford zrezygnował z własnego biura, rozpoczynając współpracę w Polsce z firmą Claim Consulting, która od tej pory reprezentowała interesy grupy na terenie naszego kraju. Dzięki tej synergii Crawford rozszerzył zakres swoich działań, oferując usługi również lokalnym klientom, a pracownicy Claim Consulting mogli korzystać z ogromnej wiedzy i doświadczeń kolegów z zagranicy.
Współpraca rozwijała się na tyle dobrze, że w 2008 r. Crawford zdecydował się wykupić większościowe udziały w Claim Consulting i tak powstał na początku nowy brand Claim Consulting – a Crawford Company, który po wdrożeniu wszystkich wymogów grupy zmieniony został ponownie na Crawford Polska, a firma stała się pełnoprawnym członkiem rodziny Crawford.
Od 2008 r. działamy już pod jedną nazwą, robiąc wszystko, żeby zagwarantować naszym klientom jakość usług taką samą, jaka oferowana jest przez Crawford & Company w każdym zakątku świata i w zakresie każdego rodzaju szkody. To oczywiście nie jest proste, jednak naszym największym atutem zawsze byli ludzie.
Przez te ponad 20 lat przez firmę przewinęło się bardzo wielu ekspertów, którzy często u nas uczyli się zawodu likwidatora szkód, a teraz rozwijają się w zakładach ubezpieczeń, firmach brokerskich, a czasem w konkurencyjnych spółkach. Bardzo wielu wciąż jednak służy swoim doświadczeniem i wspiera działania Crawford Polska. Zespół, który teraz pracuje w firmie, to fantastyczna kombinacja ciekawych świata ludzi, którzy potrafią sprostać każdemu wyzwaniu właśnie jako zespół.
Jak może Pan podsumować pandemiczny rok 2020 w Waszej działalności – co było najtrudniejsze i jak sobie poradziliście?
– Zmiany, zmiany, zmiany. Rzeczy, które jeszcze dwa lata temu były niemożliwe, dziś stały się codziennością. Jeszcze dwa lata temu, kiedy likwidatorzy przychodzili do mnie z pytaniem o możliwość pracy w domu, zastanawiałem się, czy taka praca będzie faktycznie efektywna. Dziś wszyscy pracujemy zdalnie i nie mam żadnych wątpliwości, że moi koledzy i koleżanki w firmie całkowicie oddają się zadaniom, wspierając zarówno klientów, jak i wszystkich poszkodowanych.
Pandemia miała oczywiście ogromny wpływ na naszą pracę. Od samego początku wiedzieliśmy, że musimy działać tak, by nie narażać zdrowia pracowników, a przecież by właściwie zlikwidować szkodę, musimy w większości przypadków dokonać osobistych oględzin. Wprowadziliśmy wprawdzie możliwość oględzin zdalnych, jednak wielu poszkodowanych oczekiwało osobistego spotkania.
To było ogromne wyzwanie: praca zdalna, zmiana sposobu pracy biura, odpowiednie środki bezpieczeństwa. Znów jednak okazało się, jak fantastycznym zespołem dysponujemy. Dzięki zaangażowaniu pracowników, ich kreatywności i odpowiedzialności uważam, że zdaliśmy egzamin na szóstkę z plusem.
Po prawie roku od początku pandemii, pracy zdalnej i braku możliwości bezpośredniego i codziennego kontaktu wydaje mi się, że wszyscy mamy większe zaufanie do siebie nawzajem i wspólnie gotowi jesteśmy wziąć odpowiedzialność za rozwój firmy w tej „nowej normalności”.
W ubezpieczeniach coraz więcej technologii i automatyzacji, więc czy „żywi” likwidatorzy są jeszcze potrzebni?
– Dzięki nowoczesnym technologiom nastąpiło przyspieszenie procesu likwidacji szkód, jego uporządkowanie, a jednocześnie polepszyła się kontrola nad tym, jak ten proces jest prowadzony. Wiele rzeczy można zautomatyzować, jeśli są one powtarzalne, i robimy to od dawna. Ale jeszcze długo trudno będzie stworzyć algorytmy, które będą mogły zastąpić ludzki intelekt i umiejętność abstrakcyjnego myślenia.
Maszyny często widzą więcej, ale nie zauważą rzeczy, z którymi mają do czynienia po raz pierwszy. Uważam, że jeszcze długo w likwidacji szkód będą potrzebni ludzie, chociaż jako organizacja wdrażamy rozwiązania wykorzystujące AI i ML.
Chciałbym zwrócić uwagę, że szkoda to jest bardzo trudny moment dla poszkodowanego. A wtedy czynnik ludzki odgrywa kluczową rolę.
Jakie kierunki rozwoju firmy uważa Pan za najbardziej rozwojowe, czyli co będziecie likwidować w kolejnych latach?
– Od ponad pięciu lat mam przyjemność uczestniczyć w roboczym zespole Crawford & Company zajmującym się budową strategii rozwoju firmy w zakresie likwidacji szkód cybernetycznych i to jest to, czym będziemy się zajmowali w przyszłości.
W Polsce nie mamy jeszcze szkód cybernetycznych w ilościach masowych, ale absolutnie obserwujemy znaczący wzrost rejestrowanych przez ubezpieczycieli incydentów. Zdarzeń cybernetycznych jest oczywiście wiele, ale popularność polis chroniących przed ryzykami cybernetycznymi nie jest duża.
Nie zmieni się jednak to, że dalej będziemy mieli pożary, powodzie, kradzieże itp. Likwidatorzy szkód dalej będą potrzebni, by wspomagać poszkodowanych w przywracaniu ich biznesu do normalnego funkcjonowania.
Ten wywiad ukazuje się w dodatku brokerskim. Jak układa się Wam współpraca z brokerami i jaka jest ich rola w procesie likwidacji szkód?
– W ostatnich dniach miałem przyjemność poprowadzić wykład dotyczący likwidacji szkód w Akademii Leona Koźmińskiego i pokazując slajd dotyczący uczestników procesu likwidacji, starałem się przekazać słuchaczom to, jak ważny w procesie likwidacji szkody jest broker. To broker jako profesjonalny doradca klienta może poprowadzić ubezpieczonego przez stresujący proces likwidacji szkody. Kiedy dochodzi do szkody, ubezpieczony ma wyobrażenie, jak powinien wyglądać taki proces, a to nie zawsze jest zgodne z prawdą.
Widoczne jest to często choćby w przypadku ubezpieczeń business interruption. Ubezpieczony wie, jakie poniósł straty, i liczy je zgodnie z od lat stosowaną w swoim przedsiębiorstwie metodą kalkulacji zysku. Polisa wskazuje jednak dokładnie, jak wyliczyć ubezpieczoną stratę, a to nie zawsze jest metoda zastosowana przez ubezpieczonego. Mimo że staramy się wytłumaczyć tę różnicę ubezpieczonemu, zdarza się, że dochodzi do sporu. Tu w grę może wkroczyć broker, który może stać się swego rodzaju mediatorem pomiędzy stronami.
Z drugiej strony broker, który dobrze zna przedsiębiorcę, może szybciej wyjaśnić likwidatorowi funkcjonowanie firmy, w której doszło do zdarzenia szkodowego. Mniej stresu dla ubezpieczonego, lepsza współpraca pomiędzy stronami. Już na etapie przygotowania polisy broker może przygotować i odpowiednio opisać proces likwidacji szkody, który zostanie zaimplementowany po uruchomieniu polisy.
Tak działa większość brokerów i z tymi brokerami współpraca układa się znakomicie.
Jakie wyzwania widzi Pan przed ubezpieczycielami w obszarze likwidacji? Co jest najbardziej palące?
– Poruszę wątek, który nie jest może zbyt popularny, ale dotyczy współpracy ubezpieczycieli z zewnętrznymi likwidatorami szkód. Nasza praca wymaga ogromnej odpowiedzialności, wiedzy i doświadczenia, które zdobywa się przez lata przy różnego rodzaju szkodach. Na podstawie naszej pracy i przygotowanych przez nas raportów ubezpieczyciele podejmują decyzje dotyczące wypłaty często wielomilionowych odszkodowań.
Nasza praca jest jednak wielokrotnie niedoceniana i nisko opłacana. Klienci często uważają, że przecież wystarczy pojechać na szkodę, napisać parę słów w raporcie i to wszystko. A prawda jest taka, że trzeba na szkodę pojechać i wiedzieć, o co pytać i co zobaczyć. Trzeba przygotować odpowiednią ekspertyzę, dokonać szczegółowej analizy i opisać to logicznie w raporcie tak, żeby w przypadku ewentualnego postępowania sądowego obronić swój raport.
To jak w anegdocie o inżynierze, który naprawia wielki statek jednym uderzeniem młotka i wystawia fakturę na 20 tys. dol. Na pytanie właściciela statku, dlaczego tak drogo, odpowiada, że 1 dolar za uderzenie młotkiem, 19 999 dolarów za to, że wiedział, gdzie uderzyć.
Myślę, że jednym z ważniejszych wyzwań w najbliższych latach będzie konieczność wypracowania modelu współpracy finansowej w zakresie zatrudniania przez ubezpieczycieli zewnętrznych likwidatorów szkód. Przecież skorzystanie z profesjonalisty takiego jak Crawford niesie same korzyści związane z jakością obsługi, szybkością pracy i adekwatnością wyceny wysokości odszkodowania.
Outsourcing likwidacji szkód to rozwiązanie znane z dojrzałych rynków ubezpieczeniowych. Dlaczego zatem nie skorzystać z wszystkich dobrodziejstw współpracy z zewnętrznym likwidatorem. Korzyści dla zakładów ubezpieczeń i brokerów są olbrzymie i moglibyśmy o tym rozmawiać kolejne długie godziny.
Pandemia, praca zdalna i lockdowny spowodowały, że profilaktyka zdrowotna poszła w odstawkę. Z drugiej strony rola grupowych ubezpieczeń zdrowotnych wystrzeliła i stały się najważniejszym, jeszcze bardziej niż wcześniej pożądanym benefitem. Na co zatem zwracać uwagę pracodawcom?
Choć chroniliśmy się przed koronawirusem, zaniedbaliśmy profilaktykę innych schorzeń. Pracodawcy powinni więc ze zdwojoną siłą zadbać o pracowników. Zwłaszcza że już powoli wracamy do pracy stacjonarnej i spotkań osobistych, a po roku w domu i mniejszej aktywności łatwiej o kontuzję oraz ewentualną absencję z tego powodu. Tak długi czas izolacji odbił się również na naszym zdrowiu psychicznym. Te i inne konsekwencje zdrowotne lockdownów mogą zostać z nami na lata.
Podjęcie tematu zdrowia i dolegliwości w rozmowie z pracownikami nie jest łatwe, szczególnie gdy rozmawiamy o tych najbardziej osobistych, a czasem częściowo wstydliwych. Należy jednak dyskutować i starać się jak najlepiej dopasować program ochrony do potrzeb i problemów, z którymi borykają się zatrudnieni. Obecnie na pierwszym miejscu powinny być dbałość o ewentualne wady postawy, wzroku oraz zdrowie psychiczne. Każda polisa powinna uwzględniać te elementy i pracodawcy powinni zwracać na nie dodatkową uwagę.
Jak powinien wyglądać pakiet badań i świadczeń „popandemicznych”?
Przede wszystkim wzrosło zainteresowanie poradami psychiatrycznymi i psychologicznymi. Wyraźnie zwiększyła się też częstotliwość korzystania z usług lekarzy rehabilitacji, pulmonologów i onkologów.
Pracodawcy powinni jednak mieć świadomość tego, że lista zdrowotnych zaległości jest znacznie dłuższa i trzeba je uwzględnić w zakresie ubezpieczenia.
Ponadto, warto zastanowić się nad organizacją dodatkowych badań profilaktycznych dla pracowników wracających do pracy stacjonarnej. Tego typu świadczenia można zaplanować w ramach medycyny pracy, np. za pośrednictwem pracowniczych programów profilaktycznych.
Zakres podstawowych badań powinien być niezależny od szczegółowych wymagań psychofizycznych dla poszczególnych stanowisk. Powinien on uwzględniać m.in. RTG kręgosłupa i badanie ostrości widzenia. Zdalna praca i brak ruchu oprócz wad postawy i wzroku wpłynęły też na nasze serce, dlatego listę warto uzupełnić o kilka badań kardiologicznych, w wersji minimum EKG i lipidogram.
Układając zakres ubezpieczenia, warto wziąć pod uwagę także kilka innych czynników. Obserwujemy, że wiele osób przybrało na wadze w izolacji. Według szacunków może to być nawet do 5 kg. Ma to wpływ zarówno na kręgosłup, jak i serce. Z kolei wśród badań dla ozdrowieńców powinny też znaleźć się testy pulmonologiczne, bo nawet bezobjawowe zarażenie koronawirusem może trwale uszkodzić płuca.
Dodatkowe świadczenie po pobycie w szpitalu z powodu pandemii
Nie można też zapominać o doskonałym uzupełnieniu do ubezpieczeń zdrowotnych, jakimi są świadczenia z ubezpieczenia życiowego – VERTUS Życie i Zdrowie.
Specjalnie dla naszych przyszłych i obecnych klientów posiadających grupowe ubezpieczenie zdrowotne Saltus Zdrowie przygotowaliśmy ofertę grupowego ubezpieczenia na życie w wersji Mini Vertus Życie i Zdrowie. Jest to rozszerzenie zakresu ubezpieczenia zdrowotnego Saltus Zdrowie o polisę grupowego ubezpieczenia na życie Saltus TU Życie, która ma na celu zapewnienie świadczenia przede wszystkim w przypadku uszczerbków, pobytu w szpitalu spowodowanym m.in. Covid-19 czy też poważnej choroby.
Oferta zawiera również dwa pakiety wspierające ubezpieczonego w różnych sytuacjach życiowych – Pakiet na wszelki wypadek oraz Pomoc dla rodziców po narodzinach dziecka.
Naszą propozycję cechuje stała, niska składka niezależna od struktury wieku, płci, a także wielkości zatrudnienia.
Najbardziej prestiżowa biznesowa karta kredytowa – PKO Visa Business Credit Premium – jest już dostępna w PKO Banku Polskim dla klientów korporacyjnych. Wraz z nią klienci otrzymują szeroki zakres ubezpieczeń w podróży zagranicznej oraz pakiety priority pass i concierge.
– Z udogodnień w ramach karty PKO Visa Business Credit Premium mogą korzystać managerowie wyższego szczebla w dużych przedsiębiorstwach i instytucjach obsługiwanych przez PKO Bank Polski. Wraz z naszą wyjątkową czarną kartą kredytową proponujemy im prestiż, bezpieczeństwo i usługi najwyższej jakości, z jakich korzystają klienci private banking – mówi Mariusz Dąbrowski, dyrektor Departamentu Produktów Transakcyjnych PKO BP.
Karta PKO Visa Business Credit Premium zapewnia szeroki zakres ubezpieczeń, m.in. grupowe ubezpieczenie podróżne w Polsce oraz za granicą z sumą ubezpieczenia kosztów leczenia i assistance do 30 mln zł. Ochrona NNW za granicą sięga kwoty 1 mln zł. Klienci są również chronieni na wypadek rezygnacji czy skrócenia wyjazdu, opóźnienia samolotu lub odwołania lotu. Dodatkowo, ubezpieczenie obejmuje ochronę bagażu, sprzętu sportowego, pokrywa koszty pomocy prawnej oraz szkód wyrządzonych w wynajętym samochodzie czy jachcie.
Operator ubezpieczeń lekowych epruf nawiązał współpracę ze startupem Warmie, oferującym sensor do ciągłego monitorowania temperatury ciała. Efektem partnerstwa będzie wprowadzenie wspólnej oferty dla ubezpieczycieli, łączącej kilka usług dla klientów w ramach jednej aplikacji, m.in. dofinansowanie do zakupów leków na receptę, stały pomiar temperatury ciała, e-konsultacje z farmaceutami i zamawianie medykamentów. Projektowany system ma też przyspieszyć powrót do zdrowia chorych i ograniczyć liczbę wizyt lekarskich.
Urządzenie zapewnia pomiar w trybie ciągłym, nawet po zerwaniu połączenia. Ponadto jest komfortowe dla użytkownika, gdyż nie jest przyklejane do skóry, tylko zakładane przy pomocy elastycznej opaski.
– Naszą uwagę zwróciło również to, że Warmie jest certyfikowanym wyrobem medycznym klasy IIb i przeszedł badania kliniczne. Został też zastosowany w szpitalach. To zdecydowanie świadczy o jego jakości i efektywności. W związku z tym postanowiliśmy nawiązać kontakt i rozpocząć rozmowy na temat współpracy – mówi Martyna Przewoźnik, Project Manager epruf.
– Zdecydowaliśmy się na współpracę z epruf, gdyż ma wieloletnie doświadczenie na rynku ubezpieczeń lekowych i doskonale zna potrzeby zarówno firm ubezpieczeniowych, jak i ich klientów. Daje nam to możliwość efektywnego dotarcia z produktem w kanale dystrybucji, czyli poprzez ofertę ubezpieczeniową. Połączenie naszego urządzenia z takim ubezpieczeniem tworzy wartość dodaną dla pacjenta – komentuje Piotr Piątek, członek zarządu Warmie.
Stworzone przez obu partnerów narzędzie będzie skierowane do ubezpieczycieli zdrowotnych i życiowych. W ramach jednej oferty będą oni mogli proponować klientom dofinansowanie do zakupów leków na receptę, stałe monitorowanie temperatury ciała, a także przypominanie za pośrednictwem aplikacji o kolejnych dawkach lekarstw. Do tego będą dołączone e-konsultacje z farmaceutami w zakresie dawkowania i potencjalnych interakcji przyjmowanych leków. Ponadto rozwiązanie będzie obejmowało zamawianie medykamentów do wybranej apteki.
– Oferując to wszystko klientowi, ubezpieczyciel zdecydowanie ułatwi mu powrót dozdrowia. Nasze rozwiązanie jest brakującym elementem w realizacji skoordynowanej opieki – stanowi wsparcie dla pacjenta po wizycie lekarskiej. Ponadto przyczynia się do optymalizacji w korzystaniu z ubezpieczenia. Firmy, które zdecydują się na wprowadzenie tej oferty, zyskają możliwość wzmocnienia przewagi konkurencyjnej na rynku – wyjaśnia Katarzyna Przybyś-Makuch, wiceprezes epruf.
Z kolei pacjent zyska realną pomoc. Otrzyma wszystkie usługi w ramach jednej, wygodnej i intuicyjnej aplikacji. Nowy system będzie połączeniem dotychczasowych rozwiązań, tj. aplikacji Warmie 24 oraz portalu ubezpieczonego epruf. Obecnie trwają prace nad ich integracją.
– Liczymy na to, że połączona usługa podniesie atrakcyjność ubezpieczeń medycznych i jednocześnie przyczyni się do większego komfortu dla konsumentów. Chcemy też, aby nasze urządzenie stało się bardziej dostępne dla szerszego grona użytkowników – dodaje Piotr Piątek.
Docelowe rozwiązanie będzie dostępne w tzw. modelu custom-label. Oznacza to, że po podpisaniu umowy z ubezpieczycielem będzie ono wydane z logo i w kolorystyce tego podmiotu, jako jego produkt. Oferta ma wejść na rynek jesienią tego roku.
Zysk netto sektora ubezpieczeniowego w Palestynie w 2020 r. osiągnął 21,5 mln dol. i był o 27% wyższy od 16,9 mln dol. zarobionych w 2019 r. Suma składek przypisanych przez firmy ubezpieczeniowe w Palestynie wzrosła w 2020 r. o 13%, do 342 mln dol.
Składka była generowana w dziewięciu klasach ubezpieczeń: komunikacyjnych, pracowniczych, zdrowotnych, morskich, na życie, odpowiedzialności cywilnej, pożarowych, przemysłowych i innych ogólnych. Biznes komunikacyjny dominował na rynku, ze składką sięgającą 300 mln dol. Składka wygenerowana przez osiem pozostałych linii to 42,27 mln dol., w tym z ubezpieczeń zdrowotnych 0,56 mln dol. i z ubezpieczeń na życie 1,12 mln dol. Na palestyńskim rynku funkcjonuje 10 firm ubezpieczeniowych, z czego 7 jest notowanych na tamtejszej giełdzie.
Niemiecki producent samochodów Volkswagen ogłosił 9 czerwca, że zawarł wartą 288 mln euro ugodę z byłymi dyrektorami, w tym kierującym koncernem Martinem Winterkornem, w sprawie naruszenia przez nich obowiązków w związku z aferą dotyczącą manipulacji wynikami badań emisji silników.
Volkswagen ogłosił pod koniec marca, że będzie się domagał odszkodowań od byłych wysokich rangą pracowników, w tym Winterkorna, za naruszenie obowiązków i niezachowanie staranności w związku z aferą, która kosztowała koncern ponad 32 mld euro wydanych na odszkodowania, wymianę aut i koszty prawne – podał Forsal.pl za PAP.
Większa część ugody – 270 mln euro – zostanie pokryta z ubezpieczeń menadżerów. Te ustalenia muszą jeszcze zostać przyjęte przez walne zgromadzenie 22 lipca.
Afera Dieselgate wybuchła we wrześniu 2015 r. w wyniku śledztwa Amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska (EPA). Koncern ostatecznie przyznał się do zainstalowania w sprzedawanych na całym świecie milionach samochodów z silnikiem diesla oprogramowania zaniżającego poziom emisji szkodliwych tlenków azotu, które maskowało nawet 40-krotne przekroczenie amerykańskich norm.
Informujemy, że w celu zapewnienia jak najlepszej obsługi nasza strona korzysta z ciasteczek (plików cookies). Korzystając z naszej strony, bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na wykorzystanie przez nas plików cookies. Jednocześnie przypominamy, że w każdej chwili masz możliwość zmiany ustawień plików cookies. OK
Privacy & Cookies Policy
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these cookies, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may have an effect on your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.