Przemyślane ubezpieczenie dla dziecka

0
1017

Wrzesień dla wielu rodziców oznacza wyprawkę dla dziecka i nowy rok szkolny. Niektórzy po podjęciu decyzji, do której placówki wysłać swoją pociechę, zastanawiają się, jakie ubezpieczenie dla niej wykupić. Temu zagadnieniu poświęcę więcej uwagi.

Ubezpieczenie dla dzieci nie jest obowiązkowe. Mam tu na myśli znaczenie prawne, czyli że nie istnieje odgórny nakaz ustawowy. Rodzice jednak w znakomitej większości płacą za tak zwane NW szkolne czy przedszkolne. Dlaczego to robią? Jest kilka powodów. Po pierwsze, myślą, że tak trzeba, czyli że jednak muszą. Po drugie, jest ono tanie, bo kilkadziesiąt złotych na rok to nie majątek. Po trzecie, „a nuż, widelec – będzie jakieś odszkodowanie”.

Nie ma tu głębszej refleksji nad rzeczywistymi potrzebami osobistymi, zakresem ubezpieczenia, adekwatnością sum maksymalnych odszkodowań, analizą warunków ogólnych czy choćby rozebrania na czynniki pierwsze tabeli uszczerbków na zdrowiu. Lwia część kupuje polisę dla dziecka jako sztukę dla sztuki. „Poproszę ubezpieczenie. Jakie? Dla dziecka. Proszę bardzo. Dziękuję”. Niestety tak to często wygląda. Zastanówmy się więc, co powinno się brać pod uwagę, i oceńmy problematyczność i ważność poszczególnych aspektów.

Po co dziecku odszkodowanie?

Zacznę od najpopularniejszej części dziecięcych polis, czyli od wypadków. Załóżmy, że coś się stało, przykładowo – synek skręcił kostkę. Będzie leżeć przez tydzień w domu, będzie go bolało, będzie płakał, będzie cierpiał.

Z polisy zostanie wypłacone odszkodowanie. Nieduże, bo i wypadek nie ma poważnych konsekwencji zdrowotnych. Tylko na co są potrzebne te pieniądze, które rodzic otrzymuje wtedy od ubezpieczyciela?

Gdy dorosły ma wypadek, przez jakiś czas nie pracuje. Nie może świadczyć swoich usług i przestaje zarabiać lub jego zarobki są po prostu niższe. W tym samym czasie koszty jego życia nie idą razem z nim na chorobowe i nadal musi zrobić przelew za czynsz, rachunki, kupić jedzenie, zapłacić ratę kredytu, utrzymać siebie i rodzinę. Musi za to wszystko płacić, niezależnie czy zarabia, czy nie. I właśnie dlatego potrzebuje odszkodowania za wypadek – ono ma mu zrekompensować tę wyrwę w finansach osobistych, spowodowaną zawodową absencją.

Dziecko natomiast nie zarabia, więc jego dochody nie spadną z powodu wypadku i konieczności siedzenia przez tydzień w domu. Za pobyt na SOR nie zapłaci, wizyty lekarskie na NFZ również są bezpłatne. „Kupmy mu jakieś Lego, nie będzie już taki smutny” – mówią rodzice.

Po co są ubezpieczenia?

Taki argument, „na pocieszenie”, pada bardzo często. Ale przepraszam bardzo, powiedzmy to sobie wprost – nie po to są ubezpieczenia. W teorii część odszkodowania może być traktowana jako zadośćuczynienie za doznaną krzywdę. Mamy jednak inne, wymierniejsze potrzeby do zaspokojenia.

Polisa jest potrzebna tam, gdzie pojawia się problem finansowy. Budżet domowy zostaje naruszony nie dlatego, że ręka dziecka jest złamana, ale dlatego, że po wypadku rodzic jedzie z nim do lekarza lub zamawia wizytę domową i płaci prywatnie za ten komfort.

Następnie, gdy zostaje zlecone prześwietlenie, USG, rezonans czy tomografia, to za wykonanie ich placówka wystawia rachunek. Albo gdy jest konieczność przeprowadzenia operacji czy zabiegu w warunkach kojących zestresowaną o los potomstwa duszę rodzica – w prywatnej klinice. To też kosztuje i ten rachunek jest zwykle największy. Do tego trzeba dokupić sprzęt rehabilitacyjny i odbyć prywatną rehabilitację.

Czyli dużo większą i ważniejszą potrzebą jest zagwarantowanie sobie polisy, która zwraca koszty prywatnej, powypadkowej służby zdrowia, zamiast tej wypłacającej wątpliwej wysokości odszkodowania, które i tak nie wystarczą na zorganizowany plan powrotu do zdrowia sprzed wypadku.

Nic nie stoi na przeszkodzie, aby mieć i jedno, i drugie, ale priorytet powinien być moim subiektywnym zdaniem przemyślany i ustawiony tak, jak opisałem powyżej.

Liczyć na siebie czy na dobrych ludzi?

Wypadki to tylko jedna strona medalu. Konsekwencją większości z nich będzie dyskomfort przez kilka tygodni, a w skrajnych przypadkach kilka miesięcy. Zdarzenia typu zerwany paznokieć, złamany palec, zwichnięty nadgarstek, naciągnięte więzadła czy skręcony staw skokowy nie wywrócą finansów domowych do góry nogami. Są jednak sytuacje, które już będą miały właśnie taką moc.

Znacznie mniejszym powodzeniem cieszą się ubezpieczenia zdrowotne dla dzieci. Powód? Bardzo prosty – są droższe. Zresztą prawdopodobieństwo wystąpienia zdarzenia ubezpieczeniowego, czyli diagnozy poważnej choroby, jest o wiele niższe, aniżeli ulegnięcia prostemu, codziennemu wypadkowi. I całe szczęście, bo przecież w polisach nie o to chodzi, żeby chorować i czekać na odszkodowanie! Nie po to się je kupuje i tego nadal nie chcemy! Jednak fakt posiadania polisy nie ma wpływu na to, czy coś się stanie, czy wręcz odwrotnie. To jest poza nami.

Kupując ubezpieczenie, decydujemy, czy gdy już coś złego się stanie, dostaniemy odszkodowanie i pokrycie kosztów leczenia, czy też nie i będziemy zmuszeni do zorganizowania zbiórki w internecie. To wybór pomiędzy: liczyć na siebie i mieć możliwość zagwarantowania bezpieczeństwa swoim dzieciom a liczyć na dobroć i łaskę innych, dobrych, ale obcych ludzi.

Największy dramat rodzica

Co mam dokładnie na myśli, pisząc o ubezpieczeniu zdrowotnym dla dzieci? Przede wszystkim dwutorowe ubezpieczenie, w ramach którego dostaniemy odszkodowanie po diagnozie przewlekłej lub śmiertelnej choroby, a z drugiej strony dostęp do najnowszych technologii i leków, nowoczesnego sprzętu, innowacyjnych metod leczenia, najlepszych specjalistów i prywatnych klinik na całym świecie.

Odszkodowanie, bo gdy dziecko choruje, rodzic jest z nim. Nie pracuje, nie zarabia, nie ma głowy do tego, żeby skupić się na czymś innym niż modlitwa i myślenie o cudownym finale tej tragicznej sytuacji.

Pokrycie kosztów leczenia, bo w przypadku zachorowania na nowotwór, jak pokazuje Oncoindex, w Polsce na 132 terapie dostępne w Europie tylko 29 jest refundowanych.

Wysoka śmiertelność w Polsce po zachorowaniu na raka jest spowodowana dwoma czynnikami. Po pierwsze, diagnoza jest stawiana zbyt późno. To znaczy, że profilaktyka leży i najczęściej nowotwór jest już w trzecim bądź czwartym stadium rozwoju, gdy dowiadują się o nim rodzice chorego. Druga przyczyna to niedostosowane, mniej skuteczne leczenie.

Jeżeli rodzica nie stać na to, żeby płacić za nierefundowany lek, wybiera ten bezpłatny, którego efektywność bywa daleka od oczekiwań, a niepożądane skutki uboczne jego stosowania dotkliwe.

Są choroby, których nie da się wyleczyć. Jest to wielka tragedia i w takim przypadku nawet najlepsza polisa ubezpieczeniowa niczego nie zmieni. Jednak gdy odpowiedzią na problem są pieniądze, polisa spełni swoją rolę. Największym dramatem rodzica jest świadomość, że choroba, na którą cierpi jego dziecko, jest uleczalna, tylko leczenie jest bardzo drogie i rodziny na nie nie stać, a w konsekwencji dziecko umiera.

Agent ma doradzić

Czy można zabezpieczyć się polisami ubezpieczeniowymi w 100%? Niestety takiej możliwości nie ma. Czy powinno się zabezpieczyć polisami ubezpieczeniowymi tak szczelnie, jak to tylko możliwe? Moim zdaniem – to konieczność.

Koszt polisy wypadkowej to średnio kilkadziesiąt złotych rocznie. Polisa zdrowotna to kilkadziesiąt lub sto parę złotych miesięcznie. Te kwoty raczej nie wysadzą w powietrze budżetu domowego, ale zapewnią spokój, bezpieczeństwo i dadzą gwarancję, że w trudnej chwili sobie poradzimy, bo zrobimy wszystko, co możemy. O to chodzi w polisach.

Jest jeszcze jeden powód, dla którego ubezpieczenia zdrowotne kupuje znacznie mniej osób niż wypadkowe. Otóż klient nie musi być ekspertem od rynku ubezpieczeniowego i wiedzieć, co może kupić albo co powinien kupić. W większości nie ma świadomości, od czego jeszcze może ubezpieczyć swojego malucha. Doradca powinien mu to powiedzieć i zaproponować.

Sprzedaż ubezpieczeń to domena agentów ubezpieczeniowych i jeżeli oni nie będą doradzać zakupu takich polis, niewiele się na tym polu zmieni. Dlatego uderzmy się w pierś i zabierzmy za projektowanie prawdziwych, porządnych rozwiązań ubezpieczeniowych dla naszych dzieci.

Paweł Skotnicki
członek stowarzyszenia MDRT
prezes PSRDU
dyrektor Placówki Partnerskiej AVIVA
www.PawelFSkotnicki.pl