Jak wskazuje praktyka rynkowa – nigdy. I zapewne wiele
brokerek i brokerów zgodzi się z opinią, że słuchając klientów czy osoby
obsługującej ubezpieczenie w firmie, można dojść do takiego wniosku.
Zaczynając od początku roku – to oczywiste, że nie jest to najlepszy moment. Kadry i księgowość ruszają z akcją przygotowywania PIT-ów, co zawsze zabiera co najmniej dwa miesiące. Następnie ferie zimowe – czas urlopów, sporo osób na nartach czy zwyczajnie trzeba zabrać dzieci w góry, żeby pokazać, jak wygląda śnieg. Poza tym luty, jak wiadomo, jest krótki i tylko raz na cztery lata minimalnie dłuższy, ale to niewiele zmienia.
Lepiej poczekać na wiosnę. Trochę gorzej tylko z
kwietniem, bo to już Wielkanoc, chyba że wypada pod koniec marca. A święta to
raczej nie najlepszy czas, żeby się do tego zabierać. W maju też nie, majówki
utrudniają zbieranie deklaracji, chociaż w czerwcu też nie ma lekko przez Boże
Ciało.
Wakacje odpadają, więc może jesień? Byle nie
przegapić dobrego momentu, bo koniec roku już wtedy za pasem, a jak wiadomo – w
grudniu to już się nic nie załatwi.
Trochę oczywiście to wszystko jest naciągane, jednak
każdy z nas z pewnością zetknął się co najmniej z jednym z powyższych
„utrudnień” w czasie obsługi klientów w zakresie ubezpieczeń grupowych. Powody takiego
stanu rzeczy są oczywiście złożone.
Przede wszystkim grupówki to nie ubezpieczenia
majątkowe, gdzie nie ma możliwości lekkiego odpuszczenia tematu z oczywistych
względów. Pracownicy najczęściej opłacają składki sami, stary program grupówki jakoś
tam działa, a jeżeli jest to klient, u którego ubezpieczenie grupowe dopiero
jest planowane, to i tak nie ma tu przysłowiowego ognia na dachu.
Kolejna sprawa to fakt, że ubezpieczenia na życie
zwyczajnie są coraz mniej sexy, co szczególnie widać w zainteresowaniu nimi w młodszych
grupach pracowniczych. Zainteresowanie tym produktem w porównaniu z choćby prywatną
opieką medyczną czy innymi benefitami pracowniczymi jest zdecydowanie mniejsze.
Pojawia się pytanie: „komu to przeszkadzało?”. Kiedyś to było super, wszyscy na
hasło wchodzili, nikt się nie zastanawiał, czy to dobry program, czy słaby.
Byle świadczenia za teściów i urodzenia się zgadzały, czyli chociaż trochę
wzrosły i wszystko mogło hulać. Ubezpieczyciel sam wszystko wdrożył, bez
wysiłku dla brokera, bez jeżdżenia po Polsce, bez tych durnych i złośliwych
pytań ubezpieczonych. I tylko serce boli, że to już niestety nigdy nie wróci. Tyle
pozostało z tej edukacji społeczeństwa w zakresie potrzeb ubezpieczeniowych, a
będzie jeszcze trudniej.
Nasze doświadczenie pokazuje, że solidne wsparcie
brokera dla klienta i odpowiednie podejście do tematu może sprawić, że na wdrożenie
„życiówki” każdy czas jest dobry. Kwestia podstawowa to dobry produkt, który
odpowiada potrzebom danej grupy pracowniczej. Często samo skrócenie listy świadczeń
z pozostawieniem tych szczególnie istotnych, a z pominięciem dziesiątek nieraz „pustych”
ryzyk może sprawić, że taki jasny i klarowny program ubezpieczenia staje się bardziej
atrakcyjny.
Kolejna rzecz to kwestia, o której już nie raz wspominaliśmy jako Certo Broker, czyli mocne włączenie się w proces wdrożenia ubezpieczenia. Okazuje się wtedy, że wdrażać można praktycznie w każdym momencie roku, bo większość pracy związanej z wdrożeniem bierze na siebie broker. Oczywiście wsparcie pracowników obsługujących ubezpieczenie po stronie pracodawcy jest konieczne, ale można je zminimalizować. Warto pamiętać, że dobra modyfikacja programu nie zawsze powoduje wzrost składki ubezpieczeniowej, ale z pewnością powinna powodować wzrost wysokości świadczeń. Jakie jest więc uzasadnienie, żeby udostępniać pracownikom nowy program ubezpieczeniowy z opóźnieniem. Przecież ubezpieczamy się na zdarzenia, które mogą się zdarzyć jutro, za tydzień lub dwa, czyli opóźniając wdrożenie, pozbawiamy pracowników lepszych świadczeń w przypadku zaistnienia zdarzenia ubezpieczeniowego i trudno to kwestionować.
W przypadku większych grup pracowniczych znakomitym
sposobem jest udostępnienie narzędzi informatycznych, takich jak aplikacja do
wypełniania deklaracji online czy chociażby zwykła informacyjna strona internetowa
z wszelkimi możliwymi informacjami dotyczącymi programu ubezpieczenia lub – co
istotne, z namiarami do brokera będącego opiekunem programu.
Nie zapominajmy też o spotkaniach informacyjnych dla pracowników czy jasnej obietnicy wsparcia brokera w sprawach spornych z ubezpieczycielem. Niech pracownicy wiedzą, kto stoi za ubezpieczeniem, za które płacą, i gdzie mogą szukać pomocy. Pokażmy pracodawcy, że korzystając z tych rozwiązań, nie poniosą dodatkowych kosztów, a do tego zaoszczędzą cenny czas swoich pracowników.
Praktyka pokazuje, że mocne włączenie się brokera w proces obsługi, zamiast zrzucania większości obowiązków choćby na osoby obsługujące ubezpieczenie u klienta, jest tu kluczem. Szukajmy rozwiązań nowoczesnych, czasem może niekonwencjonalnych, twórzmy fajne programy ubezpieczenia „szyte na miarę”. Z pewnością klient, czując duże wsparcie brokera i widząc jego profesjonalizm, stwierdzi, że nie ma co dalej zwlekać z wdrażaniem nowego ubezpieczenia.
Najlepszym momentem nowego programu
ubezpieczeniowego jest więc ten, w którym gotowy jest zarówno program, jak i
broker – na pełne zaangażowanie w jego wdrożenie. Nigdy nie jest na to za
wcześnie, bo nigdy nie wiemy, co wydarzy się jutro.
Michał Wiśniewski
broker ubezpieczeniowy
Certo Broker sp. z o.o.